Pewnie jak każda z Was zdążyła zauważyć już przez prawie trzy miesiące nie pojawił się nowy post. Składa się na to kilka różnych powodów. Po pierwsze nie mam za dużo wolnego czasu na studiach, a każdą wolną chwilę staram się po prostu poświęcać na odpoczynek. Możecie mi uwierzyć, że po całym tygodniu jedyne na co mam ochotę to położyć się do łóżka i przespać cały weekend. Po drugie straciłam wenę do tego opowiadania. Od początku miałam swoją wizję dotyczącą tego opowiadania jednak z czasem zaczęła mi się ona średnio podobać. Jako, że jestem z natury perfekcjonistką i lubię mieć wszystko poukładane nie chcę dodawać tutaj czegokolwiek, a tylko to co sama chciałabym przeczytać gdybym śledziła tego bloga. Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, za tydzień, miesiąc, może później. Postaram się napisać coś w Święta. Może taka chwilowa przerwa od nauki i studiowania pomoże mojej wenie w powrocie z dalekich krajów. Mogę Wam jednak obiecać, że opowiadanie na pewno zostanie zakończone. Jestem wam to winna i na pewno tak się stanie. Prędzej czy później. Dajcie znać czy ktokolwiek jeszcze tutaj został. Czy w ogóle warto kończyć to opowiadanie? Może to jakoś pomoże mi w szybszym powrocie do pisania.
Życzę Wam wszystkim wesołych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Wymarzonych prezentów i udanego wypoczynku :*
sobota, 17 grudnia 2016
poniedziałek, 19 września 2016
10. To co zrobiłaś jest niewybaczalne
Przepraszam, ze dodaję nowy rozdział dopiero dzisiaj, ale wczoraj umierałam. Dzisiaj jest już troszkę lepiej więc dodaję dziesiąteczkę. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Nie wiem czy kolejny będzie w weekend bo nie wiem jeszcze kiedy będę wracać do Wrocławia. Tak czy siak na pewno dam wam znać gdyby coś się zmieniło. Trzymajcie kciuki żebym jutro znalazła walizkę bo starą oddaje siostrze, która w tym roku tez wyjeżdża na studia, a ja muszę kupić sobie nową. Czy ja już kiedyś mówiłam, że nienawidzę jakichkolwiek zakupów? NIE? To mówię teraz. Liczę na wasze komentarze i dziękuję za ponad osiem tysięcy wyświetleń.
PS. Gdyby się komuś nudziło to zapraszam do biblioteczki opowiadań, które czytam. Link jest w prawym górnym rogu. Może któraś z was znajdzie tam coś dla siebie :)
_______________________________________________________
Z samego rana pojechaliśmy do rodzinnego domu Kevina. Wiedziała, że na
pewno zdenerwuje się kiedy usłyszy, że jego drugi atakujący na krótko przed
rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich zniknął. W sumie trudno mu się dziwić.
Niczego nieświadomy trener z szerokim uśmiechem na ustach otworzył nam drzwi i
zaprosił do środka. Od razu jednak zorientował się, że coś musi być nie tak.
-Co się dzieje? Widzę po waszych minach, że na pewno nic dobrego.
-Porwali Thibaulta – odpowiedziałam.
-Zaraz, zaraz jakie porwali? Nic z tego nie rozumiem, opowiedzcie mi
wszystko po kolei.
-Wczoraj Thibaulta nie było na treningu. Na początku myślałam, że po
prostu zabalował z tą swoją nową dziewczyną, ale kiedy pojechaliśmy do jego
mieszkania okazało się, że było włamanie. Właściwie to nawet nie wiadomo czy
włamanie bo zamek był nienaruszony czyli Thibault musiał znać osobę, którą
wpuścił do środka.
-Zawiadomiliście policję?
-Oczywiście, że tak.
-A ta dziewczyna? Ona musi coś wiedzieć.
-Niestety Thibault mi jej nigdy nie przedstawił. Wiem tylko, że ma na
imię Megan.
-W takim razie nie pozostaje nam nic innego tylko czekać na to co
ustali policja. Na razie nie mówimy o niczym chłopakom. Oficjalna wersja jest
taka, że Thibault pojechał do rodziny. Miejmy nadzieję, że znajdzie się
niedługo. Swoją droga powinniście zawiadomić mnie o tym wczoraj – spojrzał na
nas groźnie.
-Nie było kiedy. Do wieczora rozmawialiśmy z policją, a później było
już za późno żeby przyjeżdżać, a takich spraw nie załatwia się raczej przez
telefon.
-Może i macie rację. Dobra zbieramy się na trening, nie możemy dać
chłopakom poznać po sobie, że dzieje się coś złego. Zrozumiano?
-Jasne.
Na szczęście chłopcy uwierzyli, że Thibault musiał na jakiś czas
wyjechać. Trening minął w miarę szybko i spokojnie. Kiedy kończyłam masować
Rouziera, który był ostatni na mojej liście rozdzwonił się mój telefon. Na
ekranie widniał numer pani komisarz. Wyprosiłam delikatnie Antka z gabinetu i
odebrałam telefon. Pani policjant powiedziała, że są nowe fakty dotyczące
porwania Thibaulta i poprosiła żebym przyjechała możliwie jak najszybciej na
komendę. Pożegnałam się z nią i pośpiesznie zamknęłam gabinet kierując się do
wyjścia z hali. W połowie drogi do samochodu dogonił mnie Kevin. Kiedy zobaczył
jak bardzo jestem zdenerwowana kategorycznie zabronił mi prowadzić w takim
stanie i sam zasiadł za kierownicą mojego samochodu.
-Możesz mi w końcu powiedzieć co się stało i dokąd chciałaś jechać w
takim stanie?
-Dzwoniła pani komisarz są jakieś nowe fakty. Prosiła żebym
przyjechała.
-Nie mogłaś po mnie przyjść? przecież w takim stanie mogłaś doprowadzić
do jakiegoś wypadku! – wykrzyknął, pierwszy raz widziałam go w takim stanie, do
tej pory zawsze był spokojny i opanowany – przepraszam, że się uniosłem, ale
cholernie się o ciebie martwię. Nie chcę żeby cokolwiek ci się stało.
-Nie denerwuj się już tak, jesteś tutaj, nic mi nie jest. Jedź już.
Pod komendę dojechaliśmy dość szybko. Wysiadłam i biegiem udałam się
do gabinetu, w którym zaledwie wczoraj byłam przesłuchiwana. W pomieszczeniu za
biurkiem siedziała komisarz Jonson, a obok niej stał jakiś inny policjant.
-Witam panią pani Amelio. Cieszę się, że tak szybko udało się pani
przyjechać – w tym momencie do gabinetu wszedł Kevin.
-Dobry wieczór.
-Dobry wieczór panie Tillie. Max możesz już iść. Później do ciebie
zajrzę – zwróciła się do chłopaka – poprosiłam żeby pani przyjechała ponieważ
dowiedzieliśmy się pewnej interesującej rzeczy. W mieszkaniu pani przyjaciela
znaleźliśmy dużo różnych odcisków. Podejrzewam, że większość należy do kolegów
z drużyny pana Rossarda, ale jedne z nich mamy zarejestrowane w swojej bazie.
Należą do niejakiej Megan Stępińskiej. Kojarzy pani tą kobietę? – pokazała mi
zdjęcia jakieś dziewczyny.
-Nie, niestety nie, ale to może ją poznał ostatnio Thibault.
-Nie wykluczone, mówiła pani, że kilka razy była w jego mieszkaniu. To
by się zgadzało bo jej odcisków w mieszkaniu było całkiem sporo.
-Czy to możliwe żeby ta cała Megan była w jakikolwiek sposób powiązana
z Earvinem.
-Tego jeszcze nie wiemy. Próbowaliśmy wczoraj i dzisiaj zastać pani
byłego chłopaka w mieszkaniu, ale do tej pory nam się to nie udało.
Pozostawiliśmy naszych ludzi pod jego domem. Możliwe, że w każdej chwili się
tam pojawi.
-Może twoja matka wie coś na temat tego gdzie jest N’Gapeth?
-Co pani matka może mieć z tym wspólnego?
-Earvin zdradził Amelię z jej matką. Myślę, że może coś wiedzieć na
jego temat – stwierdził siatkarz.
-O ile jeszcze w ogóle są razem.
-Myślę, że to dobry pomysł. Powinna się pani z nią skontaktować. Nie
możemy rezygnować z żadnej drogi, która
może pomóc nam znaleźć pani przyjaciela. Wiem, że to z pewnością będzie dla
pani trudne spotkać się z nią po tym wszystkim, ale myślę, że nie ma pani
innego wyjścia.
-Jeśli tak pani mówi.
-Proszę się nie martwić, założymy pani podsłuch. Będziemy słyszeć
wszystko co będzie mówiła. Jeśli cokolwiek będzie się działo zainterweniujemy.
-Mógłbym pójść razem z Amelią?
-Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Nie wiadomo jak zareaguje na
obecność innych osób.
-Dobrze w takim razie od razu do niej zadzwonię i umówię się na jutro
z samego rana.
-Tak chyba będzie najlepiej.
Wybrałam numer mojej matki i w napięciu oczekiwałam na to aż odbierze.
Szczerze powiedziawszy nie miałam najmniejszej ochoty się z nią spotykać, ale w
obecnej sytuacji nie miałam wyjścia. Odebrała po trzecim sygnale.
-Co to się stało, że moja kochana córeczka sobie o mnie przypomniała –
z trudem opanowałam chęć wygarnięcia jej wszystkiego.
-Chciałabym się z tobą spotkać.
-Wiedziałam, że zmądrzejesz. Gdzie i kiedy?
-Jutro o 9 w tej mojej ulubionej knajpce.
-Może być. To do jutra.
-Dziękuję, że pani to zrobiła. Proszę przyjechać jutro około 8.
Założymy pani podsłuch.
-Dobrze.
-W takim razie do zobaczenia jutro.
-Do widzenia - uścisnęłam jej
rękę i wyszłam z gabinetu.
W samochodzie między nami panowała grobowa cisza. Wiedziałam, że Kevin
martwi się o mnie, ale ja wiem, że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy żeby
Thibaultowi nie stało się nic złego. Nawet jeśli miałabym podpisać pakt z
diabłem to zrobię to byleby on był bezpieczny. Kiedy weszliśmy do mieszkania
przyjmującego wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do salonu, a następnie
usiadłam mu na kolanach.
-Wiem, że się o mnie martwisz,
ale ja naprawdę muszę to zrobić. Muszę spróbować. Może to pomoże znaleźć
Thibaulta.
-Boję się, że coś ci się stanie – poczułam jak delikatnie całuje mnie
w głowę.
-Nic mi się nie stanie. Policja będzie nad wszystkim czuwać. Słyszysz
mnie? – pokiwał głową – pogadasz jutro ze swoim tatą i powiesz mu, że spóźnię
się trochę na trening.
-Nie ma sprawy. Chociaż uważam, że powinienem jechać tam z tobą.
-Mówiłam ci już kiedyś, że jesteś nadopiekuńczy? – zaśmiałam się.
-To się nazywa miłość moja kochana. Nic nie poradzę na to, że tak na
mnie działasz.
-Idź weź prysznic, a ja zrobię nam coś na kolację. Z tego wszystkiego
nie zjadłeś nic po treningu. Laurent by mnie zabił gdyby się o tym dowiedział.
-A może masz ochotę wziąć ten prysznic razem ze mną.
-Kusząca propozycja, ale wiem jak to by się skończyło, a dzisiaj
zdecydowanie nie możemy sobie na to pozwolić. No już zmykaj.
-Ok.
Następnego dnia rano wstałam bardzo wcześnie. Wyszłam z łóżka tak żeby
nie obudzić Kevina, chciałam żeby jeszcze chwilkę sobie pospał. Musi mieć siłę
żeby ćwiczyć na treningu. Wiem jak bardzo Laurent liczy na pomoc swojego syna w
Rio. Kiedy kończyłam robić nam śniadanie poczułam silne ręce Kevina oplatające
mój brzuch.
-Dawno wstałaś?
-Nie mogłam spać. Postanowiłam zrobić dla nas coś do jedzenia. Mam
nadzieję, że cię nie obudziłam.
-Nie. Martwisz się?
-Dziwisz mi się? Myślisz, że Earvin może mieć coś wspólnego ze
zniknięciem Thiabaulta?
-Nie mam pojęcia. chociaż ta dziewczyna, która akurat teraz pojawiła
się w życiu Rossarda i zniknięcie N’Gapetha. To wszystko nie wygląda na
przypadek.
-Boże dlaczego ja muszę zawsze ściągać pecha na wszystkich na których
mi zależy. Powinieneś mnie zostawić i uciekać gdzie pieprz rośnie zanim jeszcze
nie jest za późno.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz. Za bardzo cię kocham żebym mógł to
zrobić. Spójrz na mnie – położył dłoń na moim policzku – nie wolno ci myśleć,
że to twoja wina. To nie twoja wina, że Earvin jest chory psychicznie. Nie
możesz się za to obwiniać. Zrozumiano? – pokiwałam delikatnie głową – a teraz
chyba musisz wyjąć to co jest w piekarniku bo sądząc po zapachu za chwilę się
spali.
-Cholera zapiekanki – krzyknęłam i szybko wstałam z kolan chłopaka.
-Chyba da się je jeszcze zjeść – po chwili siatkarz stanął za mną i
zawyrokował.
-Idź umyj ręce i wracaj do stołu.
Po śniadaniu Kevin odwiózł mnie na komisariat, a sam pojechał na
trening. Uprzednio zapytał mnie jeszcze ze sto razy czy jestem pewna, że chcę
to zrobić. Nie byłam, ale co miałam mu powiedzieć. Przecież nie mogłam mu
powiedzieć, że najchętniej to bym się rozpłakała i położyła do łóżka. Gdy tylko
weszłam na komendę ujrzałam panią komisarz. Sprawiała takie wrażenie jakby na
mnie czekała.
-Dobrze, że już jesteś. Musimy wszystko przyszykować.
-Jestem do waszej dyspozycji.
-Cieszę się. Najpierw zainstalujemy całe okablowanie, a potem powiem
ci jeszcze trochę o tym czego powinnaś dowiedzieć się od swojej matki.
Kobieta powiedziała mi, że powinnam jak najdelikatniej wypytać matkę o
wszystko co związane z Earvinem. Stwierdziła, że zapewne niewiele mi powie, ale
to nic bo zaraz po jej wyjściu z restauracji pójdzie za nią dwóch policjantów
żeby na wszelki wypadek mieć ją na oku. Powiedziała mi jeszcze żebym się nie
martwiła bo będą mieli wszystko pod kontrolą i nawet jeśli gdzieś w pobliżu
czyhałby N’Gapeth nie pozwolą mu się nawet do mnie zbliżyć. Szczerze
powiedziawszy nie za bardzo w to wierzyłam bo wiedziałam do czego jest zdolny
mój były chłopak. Piętnaście minut przed umówionym spotkaniem siedziałam już
zdenerwowana w knajpce. Matka oczywiście się spóźniła i przyszła dziesięć minut
po czasie. Czułam, że po prostu chce
mnie wkurzyć bo doskonale wiedziała, że nie cierpię spóźnień i jestem do bólu punktualna.
-Witaj kochana. To miło, że chcesz się pogodzić.
-Pogodzić? Kto ci nagadał takich głupot. Nie mam najmniejszej ochoty
się z tobą godzić.
-W takim razie po co chciałaś się ze mną spotkać. Nie rozumiem.
-Szukam Earvina, a ty chyba powinnaś wiedzieć gdzie jest.
-Niekoniecznie. Zerwał ze mną zaraz po tym jak nas wyrzuciłaś z domu.
Córeczko tak bardzo cię przepraszam. Ja nie chciałam żeby to wszystko tak
wyszło.
-Trzeba było myśleć o tym zanim wskoczyłaś do łóżka mojemu chłopakowi.
Chociaż w sumie to powinnam być ci nawet wdzięczna. Dzięki temu dowiedziałam
się, że Earvin to skończony dupek i psychopata.
-O czym ty mówisz?
-Twój kochanek, a zarazem mój były chłopak próbował mnie zgwałcić, a
teraz chyba porwał Thibaulta.
-Boże moje dziecko – chciała mnie przytulić, ale odsunęłam się od
niej.
-Nie udawaj, że się tym interesujesz.
-Kochanie zawsze będziesz moją najdroższą córeczką.
-Wątpię bo ja już nie mam mamy. Matki się tak nie zachowują. Nie wiesz
gdzie jest N’Gapeth?
-Nie mam pojęcia.
-W takim razie nasza dłuższa rozmowa nie ma sensu.
-Wybaczysz mi kiedyś – spojrzała na mnie załzawionym wzrokiem.
-To co zrobiłaś jest niewybaczalne – spojrzałam na nią ostatni raz i
wyszłam. Wyrwałam podsłuch ukryty pod moim swetrem i zaczęłam biec w kierunku
hali. Kilka minut później zziajana byłam już na miejscu. Postanowiłam, że
poczekam chwilę przed wejściem aż mój oddech się unormuje. W końcu chłopcy nie
mogą zacząć nic podejrzewać. Akurat kiedy weszłam na salę chłopcy mieli chwilkę
przerwy. Momentalnie obok mnie znalazł się Kevin.
-No i co?
-No i nic. Matka nic nie wie. Earvin rzucił ją chwilę po tym jak
wyrzuciłam ich z domu. Rozumiesz, że ona chciała się ze mną pogodzić? Po tym
wszystkim co mi zrobiła, tak po prostu chciała się pogodzić. Myślałam, że uduszę
ją gołymi rękoma. Ja już nie mam matki Kevin. Nie po tym co zrobiła.
-Spokojnie kochanie. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale jestem z tobą.
-Najgorsze jest to, że ja naprawdę miałam nadzieję, że matka pomoże
nam znaleźć Thibaulta.
-Policja na pewno niedługo go znajdzie zobaczysz – pocałował mnie w
czoło i pobiegł do kolegów bo przerwa właśnie się skończyła.
-Amelka wiesz już coś? – podszedł do mnie trener.
-Niestety nie, policja nadal nic nie wie. Boję się, że mogło mu się
coś stać.
-Nie możesz nawet tak myśleć. Słyszysz. Wszystko będzie w porządku, a
Thibault niedługo wróci do nas cały i zdrowy. Przepraszam cię, ale muszę wracać
do tych mutantów bo jeszcze się pozabijają – odwróciłam głowę i zobaczyłam
Jenię biegającego za Rouzierem.
-Antek, Jenia spokój mi tak bo wam zafunduję taki masaż, że przez
tydzień nie będziecie mogli chodzić. Rozumiemy się?
-Tak jest szefowo.
-Dzięki – wyszeptał mi na ucho trener.
-Nie ma za co.
-Czasem naprawdę nie mam już do nich siły.
-Nie dziwię się w sumie – zaśmiałam się.
niedziela, 11 września 2016
9. Ojejku jejku jak się łzawo zrobiło chyba się popłaczę
Witam z dziewiątką. Powiem wam nieskromnie, że podoba mi się ta część, a to cud bo ostatnio żadna mi się nie podobała :D
Będzie mi miło jeśli zostawicie po sobie jakiś znak, że czytacie. Bo ostatnio mam wrażenie, że jest was tutaj coraz mniej :(
Gratulacje dla naszych świeżo upieczonych Mistrzów Europy U20. Jestem z was dumna chłopaki.
Czujecie, że już prawie połowa września za nami. Tak bardzo nie chce mi się wracać do Wrocławia na studia. Niech te wakacje trwają wiecznie proszę.
Miłego czytania i do zobaczenia za tydzień :*
____________________________________________________________________
Przez te wszystkie ranne zawirowania spóźniliśmy się na trening. Ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu kiedy przyjechaliśmy pod halę nie zauważyliśmy
samochodu trenera. Zdziwiłam się bo on rzadko kiedy się spóźnia. Właściwie
odkąd tu pracuję nie spóźnił się ani razu. Kevin od razu z kieszeni wyciągnął
telefon i do niego zadzwonił. Jak się okazało miał jakieś ważne sprawy do
załatwienia i dzisiaj nie pojawi się na treningu. Jeszcze bardziej zdziwiłam
się kiedy dał mi słuchawkę, a Laurent powiedział, że to właśnie ja mam dzisiaj
poprowadzić za niego trening. On chyba oszalał. Przecież ta zgraja
przerośniętych facetów nie będzie słuchała takiej delikatnej kobietki jak ja.
Kevin gdy tylko zobaczył moje przerażenie próbował dodać mi otuchy. Obiecał, że
w razie czego on mi pomoże, ale zaraz dodał, że na pewno taka pomoc nie będzie
potrzebna bo chłopaki mnie uwielbiają. Ucieszyłam się kiedy to usłyszałam. Nie
wiedziałam, że aż tak bardzo zaskarbiłam sobie ich uczucia. Pełna obaw, ale i
podbudowana na duchu wysiadłam z samochodu. Rozstałam się z Kevinem pod szatnią
chłopaków. Siatkarz miał się szybko przebrać i dołączyć do reszty, która już na
pewno czeka na nas w sali. Nie powiem trochę się zdziwili kiedy zamiast
trenera, którego na pewno się spodziewali pojawiłam się ja.
-Hej chłopaki. Dzisiaj to ja poprowadzę wasz trening.
-Fajnie, ale zagrasz z nami – odezwał się Grebennikov.
-Naprawdę chcecie żebym z wami zagrała? – wszyscy zgodnie pokiwali
głowami na tak – w takim razie chyba nie mam innego wyjścia.
-Co mnie ominęło? – na salę wpadł zdyszany Kevin
-Amelia z nami zagra – odpowiedział Le Roux
-Dobra, dobra wszystko pięknie i w ogóle, ale gdzie jest Rossard?
Widział go ktoś? – wszyscy zaprzeczyli – cholera, ten to zawsze musi sprawiać
problemy. Zacznijcie rozgrzewkę, a ja zadzwonię do tego idioty. No już biegać,
biegać.
Wyjęłam telefon z torebki i zadzwoniłam do mojego przyjaciela. Ja
naprawdę wszystko rozumiem, wieczór z dziewczyną, zabawa, ale trening to jego
obowiązek. Jak tylko się z nim zobaczę to ochrzanię go tak, że do końca życia
mnie popamięta. Ma szczęście, że akurat dzisiaj Laurenta nie ma bo chyba by mu
nogi z tyłka powyrywał. Teraz oczywiście nie odbiera telefonu. Już ja się z nim
policzę.
-I co? – nawet nie zauważyłam kiedy obok mnie pojawił się Kevin.
-Nie odbiera. Na pewno siedzi teraz u tej swojej Megan.
-Właściwie to co ty o niej wiesz?
-Niewiele. Poznał ją podczas tej feralnej imprezy. Spotkali się ze
sobą kilka razy, głównie u niego w mieszkaniu, ale ja ani razu jej nie
widziałam. Cholera Kevin, a jeżeli coś mu się stało. Jeśli to jakaś psychopatka
i przetrzymuje go u siebie w mieszkaniu? A ja nawet nie wiem gdzie ona mieszka
– zaniepokoiłam się.
-Spokojnie, nie wyciągaj
pochopnych wniosków. Na pewno stracił poczucie czasu i po prostu zapomniał
o treningu.
-Mam nadzieję, bo nawet nie chcę myśleć o tym co mogło się stać.
-Po treningu pojedziemy do jego mieszkania i na niego zaczekamy.
Chcesz?
-Jesteś aniołem – złożyłam na jego ustach pocałunek.
-Dobra gołąbki nie chciałbym wam przeszkadzać, ale rozgrzewka
skończona – odezwał się Jenia.
-Tak, tak. To jak się dzielimy?
-To może ty nas podziel – wtrącił Marechal.
-Ok w takim razie. Jenia, Le Goff, Le Roux, Marechal, Kevin, Toniutti
kontra reszta.
Grało nam się świetnie. Ben to świetny rozgrywający. Każda piłka,
która do mnie docierała była idealna. Z reszta każdy z chłopaków bardzo się
starał. Cieszyłam się, że mam szansę być częścią tak świetnej ekipy jak
reprezentacja Francji. Moja ekipa wygrała 3:1, a ja zapisałam na swoim koncie piętnaście
punktów, dwa udane bloki i trzy asy serwisowe.
-Myślę, że powinnaś zastanowić się nad powrotem do siatkówki –
stwierdził Rouzier.
-Ale ja się wcale od niej nie odcięłam, w końcu jestem tutaj.
-Dobrze wiesz, że nie o to nam chodzi – poparł kolegę Ben.
-Powiedzcie po prostu, że macie mnie dość i tyle.
-Dobrze wiesz, że nie o to nam chodzi. Masz talent i nie powinnaś go
marnować – dodał Le Roux.
-Chłopcy to już zamknięty temat. Teraz jestem fizjoterapeutką.
Zawodowa kariera po prostu nie jest dla mnie. Już się z tym pogodziłam, ale
dziękuję wam za wszystkie miłe słowa. Jesteście kochani.
-Ojejku jejku jak się łzawo zrobiło chyba się popłaczę – spod ziemi
wyrósł Earvin.
-Nie wierzę. Czy ty naprawdę jesteś aż tak głupi? Laurent chyba
wyraźnie powiedział, że nie masz tu czego szukać – zdenerwował się Kevin.
-Już się boję. Twój ojczulek nie może mi nic zrobić. Formalnie rzecz
biorąc nic się nie stało.
-Trzymajcie mnie bo mu coś zrobię. Uważasz, że nic się nie stało?
Gdybyś mnie wtedy zgwałcił też tak byś uważał. A przepraszam zapomniałam.
Wziąłbyś po prostu to co ci się od dawna należało. Jesteś nienormalny. Nie wiem
jak mogłam być tak zaślepiona – upadłam na kolana i zaniosłam się szlochem.
-Dramatyzujesz kochana, dobrze wiem, że ci się podobało.
-Ty jesteś nienormalny. Wynoś się stąd natychmiast – odezwał się Le
Goff.
-Nie słyszałeś co powiedział? Mamy ci to ręcznie przetłumaczyć? –
spytał Marechal.
-A gdzie twój ukochany przyjaciel? Czyżby coś mu się stało? –
wykrzyczał na odchodne N’Gapeth
-Amelia myślę, że powinnaś to zgłosić na policję. Wiem, że to nie jest
łatwe, ale to staje się coraz bardziej przerażające. Zaczynamy się o ciebie
martwić. Nie chcemy żeby cokolwiek coś ci się stało – usłyszałam jak Bena
popierają wszyscy – jeśli chcesz pojedziemy tam z tobą. Możemy powiedzieć o tym
co dzisiaj się stało.
-Chyba macie rację. Jesteście kochani, ale powinnam to sama załatwić.
Kevin pojedziesz ze mną?
-Oczywiście, że tak. Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci pojechać tam
samej – pocałował mnie w czoło.
-Dobra dość mazgajenia, proszę się porozciągać i zapraszam po kolei do
mnie i do Markusa.
Nie chciałam dać tego po sobie poznać, ale po tym co powiedział Earvin
naprawdę zaczęłam się martwić o Thibaulta. Bałam się, że może mieć on coś
wspólnego z jego zniknięciem. Nie chciałam na razie mówić nic Kevinowie bo
zapewne stwierdziłby, że dramatyzuję, ale ja mam jakieś złe przeczucia. Mam
tylko nadzieję, że kiedy wrócimy do mieszkania Thibault będzie w nim siedział
cały i zdrowy.
-Gotowa? – do mojego gabinetu wszedł mój chłopak.
-Wątpię czy do takiego czegoś można się przygotować. Na samą myśl o
tym, że będę musiała komukolwiek o tym powiedzieć jest mi niedobrze.
-Będę cały czas z tobą. Nie dam nikomu cię skrzywdzić – wziął mnie za
rękę.
Razem z Kevinem wyszliśmy z hali i wsiedliśmy do jego samochodu.
Podczas drogi byłam bardzo zdenerwowana. Tillie musiał to wyczuć bo położyć
swoją dłoń na moim kolanie i spojrzał mi przez chwilę głęboko w oczy. Bałam
się, że na komendzie nie potraktują mnie poważnie. W końcu kim ja jestem?
Właśnie, nikim, a Earvin jest znanym siatkarzem. Słowo szarej myszki przeciwko
słowu takiej gwiazdy. Nawet nie zauważyłam kiedy zaparkowaliśmy przed
komisariatem. Z letargu wyrwało mnie dopiero otwarcie moich drzwi przez Kevina.
Bez zastanowienia dałam mu rękę, a następnie wtuliłam się w niego. Siatkarz
pogłaskał mnie delikatnie po głowie i razem ze mną skierował się do budynku. Na
moje szczęście przesłuchanie poprowadziła kobieta. Starała się z całych sił
zrozumieć moją sytuację. Powiedziała, że zrobi wszystko żeby Earvin zapłacił za
swoje zachowanie. Stwierdziła, że konieczne będzie przesłuchanie kilku
chłopaków żeby potwierdzili dzisiejszą sytuację z treningu. Na sam koniec dała
mi jeszcze swoją wizytówkę i powiedziała, że gdyby tylko coś się działo to mogę
dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Drogę z komisariatu do mieszkania Thibaulta
pokonaliśmy w ciszy. Żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę. Z drżącym sercem
podeszłam do drzwi mieszkania mojego przyjaciela. Ku mojemu zdziwieniu drzwi
były uchylone. Przestraszyłam się bo byłam pewna, że zamykaliśmy drzwi kiedy
rano wychodziliśmy. Kevin odsunął mnie, a sam wszedł do środka. Po chwili
znalazł się znów obok mnie i wprowadził mnie do środka.
-Co tu się stało? – całe mieszkanie było wywrócone do góry nogami.
-Wygląda tak jakby ktoś się włamał. Sprawdź czy coś zginęło – kiwnęłam
głową i zaczęłam uważnie oglądać wszystkie pomieszczenia – wydaje mi się, że
wszystko jest na swoim miejscu.
-Dziwne. Po co ktoś miałby się włamywać i nic nie kraść. Musimy
zadzwonić na policję. Może znajdą tutaj jakieś odciski palców. Nie wiadomo kto
za tym stoi.
-Ja chyba wiem. Pamiętasz jak Earvin na treningu pytał o Thibaulta.
-O cholera. Dzwoń do Rossarda może teraz w końcu odbierze – drżącymi
dłońmi wybrałam numer przyjaciela, tym razem nie było nawet sygnału od razu
odezwała się automatyczna sekretarka.
-Sekretarka.
-Dzwoń do tej komisarz, z którą dzisiaj rozmawialiśmy.
-A jeśli mu się coś stało?
-Nawet tak nie myśl, na pewno jest cały i zdrowy.
-Czy ty siebie słyszysz? Widzisz jak wygląda mieszkanie.
-Daj telefon. Ja zadzwonię, a teraz weź klucz i zamknij za nami drzwi.
Nie możemy niczego tutaj dotknąć zanim przyjedzie policja.
Policja przyjechała dwadzieścia minut później. Zaprowadziliśmy ich na
górę, a sami postanowiliśmy poczekać na dole na panią komisarz. Przyjechała
dziesięć minut później. Kazała nam wejść ze sobą na górę. Podeszła na chwilę do
swoich kolegów, a później poszliśmy do kuchni spokojnie porozmawiać.
-Czyli jak przyszliście drzwi były otwarte.
-Dokładnie, drzwi były uchylone. Zdziwiłam się bo doskonale pamiętam,
że kiedy wychodziliśmy rano z domu zamykaliśmy drzwi na klucz – Kevin
przytaknął.
-Może po prostu Thibault wrócił do domu.
-Nie było go na treningu. Zdziwiłam się bo ostatnio spóźnił się na
trening i miał przez to problemy. Wątpię żeby chciał po raz kolejny podpaść
trenerowi.
-Zamek w drzwiach nie jest uszkodzony. To znacz, że pani przyjaciel
musiał doskonale znać osobę, którą wpuścił do domu. Czy pan Rossard ma jakiś
wrogów?
-Żartuje pani? Jego nie da się nie lubić.
-A ten pani były facet?
-Odgrażał się, że zrobi coś mi albo chłopakom. Myśli pani, że to on
może za tym wszystkim stać?
-Wie pani, na razie nie możemy wykluczyć żadnego scenariusza. Czy ktoś
oprócz pani i pani przyjaciela miał klucze do mieszkania?
-Raczej nie.
-Raczej?
-Thiabult poznał ostatnio jakąś dziewczynę, ale nie wiem czy dał jej
klucze. Wiem, że kilka razy była w mieszkaniu, ale mnie wtedy zawsze nie było w
domu.
-Gdzie pani wtedy była?
-U Kevina – kiwnęłam głową na chłopaka stojącego obok mnie – w sumie
nawet wydało mi się to trochę dziwne, że nie chciał mi jej przedstawić, ale
tłumaczyłam sobie to tym, że znają się od niedawna.
-Wie pani jak nazywa się ta dziewczyna?
-Niestety nie.
-Próbowała się pani dodzwonić do przyjaciela?
-Wiele razy, ale najpierw nie odbierał, a później od razu włączała się
automatyczna sekretarka.
-Dobrze w takim razie niech zostawi nam pani klucze do mieszkania, my
wszystko pozamykamy kiedy skończymy. Myślę, że nie ma sensu żeby czekała pani
do tego czasu. Z resztą i tak nie może pani tutaj zostać. Niewykluczone, że w
tej całej sytuacji wcale nie chodziło o pani przyjaciela tylko o panią. Będzie
lepiej jeśli na jakiś czas przeniesie się pani gdzieś indziej. Jest jakaś
rodzina u której mogłaby pani zamieszkać?
-Zamieszka u mnie.
-Świetnie, w takim razie niech weźmie pani najpotrzebniejsze rzeczy i
idzie. Jutro się do pani odezwiemy. Oczywiście jeśli pojawią się jakieś nowe
fakty natychmiast damy pani o tym znać. Gdyby pani sobie coś przypomniała albo
pan Rossard się z panią skontaktował proszę od razu nas o tym zawiadomić.
-Oczywiście.
Kiedy dojechaliśmy do domu Kevina na zewnątrz było już całkiem ciemno.
W ciszy przekroczyliśmy próg po czym ja od razu skierowałam się do salonu. Usiadłam
na kanapie i ukryłam twarz w dłoniach. Po jakimś czasie poczułam jak obok mnie
siada Kevin i obejmuje mnie ramieniem.
-Zrobiłem dla nas gorącą czekoladę.
-Dziękuję, ale nie mam ochoty.
-Nie pytałem czy masz ochotę. Masz wypić. Martwię się o ciebie, nie
jadłaś dzisiaj prawie nic. Tak nie można.
-Nic mi nie będzie.
-Proszę cię.
-Niech ci będzie. Musimy chyba zadzwonić do twojego taty i o wszystkim
mu powiedzieć.
-Chyba powinniśmy, ale dzisiaj już i tak chyba nie ma sensu tego
robić. Jest późno tylko go obudzimy. Pojedziemy do niego jutro z samego rana
przed treningiem.
-Skoro myślisz, że tak będzie lepiej.
-Idź weź prysznic. Powinnaś odpocząć.
-A jeśli akurat wtedy zadzwoni pani komisarz albo Tkibault?
-Położymy telefon obok łóżka, na pewno usłyszysz jeśli zadzwoni.
Zrobię nam w tym czasie kolację.
-Ale…
-Tak wiem nie chcesz, nie jesteś głodna, ale może w międzyczasie
zgłodniejesz?
-Nie odpuścisz?
-Znasz mnie, po co pytasz? – zapytał i ucałował mnie w czoło – no już
leć do tej łazienki.
-Jesteś kochany.
Subskrybuj:
Posty (Atom)