sobota, 30 lipca 2016

4. Zostań



Kolejnych kilka dni minęło mi dość monotonnie. Codziennie ten sam schemat: trening, obiad z Thibaultem i znowu trening, po którym zazwyczaj wracaliśmy tak zmęczeni, ze jedyną rzeczą, o której myśleliśmy było łóżko. Kevin nie narzucał mi się. Rozumiał, że muszę to sobie wszystko przemyśleć i przetrawić. Chociaż zauważyłam, że zaczął się zachowywać inaczej w stosunku do Earvina. Jakby oddzielił go od siebie niewidzialną peleryną. Nie przebywał dużo w jego towarzystwie, a kiedy już musiał starał się jak najszybciej je opuścić. Dużo myślałam o tym co powiedział mi Tillie i postanowiłam go dzisiaj odwiedzić. Jest tylko jeden problem. Nie mam jego adresu, ale od czego ma się przyjaciół.
-Thibault mam prośbę.
-Słucham.
-Dasz mi adres Kevina?
-Jasne nie ma problemu, a mogę zapytać po co ci on?
-Zapomniałam mu powiedzieć jak ma dawkować te tabletki, które mu dzisiaj dałam. Mógłbyś?
-Już wysyłam ci smsem – po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
-Dzięki.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z jego pokoju. Wpadłam jeszcze szybko do swojego pokoju żeby się przebrać i wyszłam z mieszkania. Pod domem Kevina byłam już po kilku minutach bo okazało się, że mieszka całkiem niedaleko. Przez chwilę zastanawiałam się jeszcze czy aby na pewno dobrze robię, ale w końcu nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła mi jakaś dziewczyna.
-Przepraszam chyba pomyliłam adresy. Czy tu mieszka Kevin?
-Mieszka, mieszka. Zapraszam. Jestem Mia, siostra Kevina.
-Amelia – podałam jej rękę.
-Więc to ty jesteś tą dziewczyną, o której ciągle mówi mój brat. Powiem ci, że żadna dziewczyna nie zawróciła mu tak w głowie jak zrobiłaś to ty. Miło mi cię poznać – zdziwiłam się kiedy usłyszałam jej słowa.
-Kto przyszedł? – z głębi domu wyłonił się siatkarz – Amelia? Co ty tutaj robisz?
-Wiecie co ja nie będę wam przeszkadzać, i tak miałam się już zbierać. Miło było cię poznać.
-Mnie ciebie też.
Kevin odprowadził Mię do drzwi.
-Kawy , herbaty?
-A masz może sok pomarańczowy?
-Jasne, że mam to mój ulubiony.
-Mój też – uśmiechnęłam się do niego.
-Rozgość się, a ja za chwilę wrócę.
Weszłam do jednego z pokoi, który okazał się być salonem. Pięknie urządzone wnętrze zrobiło na mnie spore wrażenie. Moją uwagę przykuły zdjęcia stojące na kominku. Podeszłam bliżej żeby uważnie się im przyjrzeć. Przedstawiały różnych członków rodziny siatkarza. Najbardziej spodobało mi się to, na którym Kevin robił głupie miny razem ze swoją siostrą.
-Widzę, że odkryłaś mój kącik wspomnień – usłyszałam, kiedy się odwróciłam siatkarz stał tuż za mną – proszę – podał mi szklankę z sokiem.
-Są wspaniałe. Z resztą tak jak ten pokój. Widać tutaj kobiecą rękę.
-Mia pomogła mi to wszystko urządzić. Jest dekoratorką wnętrz.
-Ma talent.
-Usiądziesz? – wskazał na kanapę.
-Tak, dzięki.
-Co cię do mnie sprowadza?
-Chciałam porozmawiać o tym co powiedziałeś mi wtedy w gabinecie.
-Wiem, wygłupiłem się, ale ja po prostu nie mogę się z tym kryć. Cholernie mi się podobasz. Już od dawna żadna dziewczyna nie podobała mi się tak bardzo jak ty. Wiem, że Earvin bardzo cię zranił, ale ja nie jestem taki jak on. Potrafię zadbać o dziewczynę, a już na pewno nigdy bym jej nie zdradził. Wiesz, nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale kiedy zobaczyłem ciebie poczułem to coś. Nigdy wcześniej tak nie miałem. Nawet nie wiem jak to wytłumaczyć. To takie dziwne. Wiem, że potrzebujesz czasu…
-Zamknij się wreszcie i mnie pocałuj.
-Ale ja będę czekał tak długo jak będzie potrzeba. Co?
-To - Podeszłam do niego i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
-Czy to oznacza, że?
-To oznacza, że chcę spróbować, ale mam do ciebie jedną prośbę.
-Tak?
-Niech to zostanie na razie tylko między nami. Nie chcę żeby zaczęli gadać w sztabie.
-Jak sobie życzysz księżniczko – tym razem to on mnie pocałował.
Postanowiliśmy z Kevinem, że urządzimy sobie maraton filmowy. Ja miałam wybrać filmy, a siatkarz w tym czasie pojechał do sklepu po jakieś przekąski i wino. W międzyczasie napisałam smsa do Thibaulta, że zostaję na noc u taty. Wiedziałam doskonale, że gdybym tego nie zrobiła poruszyłby niebo i ziemię żeby mnie znaleźć, a ja na razie nie chciałam mówić nawet jemu o tym co mnie łączy z Kevinem. Wiem, że nie powinnam tak postępować bo to w końcu mój przyjaciel, ale tajemnica to tajemnica. Kiedy Kevin wróci usiedliśmy wtuleni w siebie na kanapie w salonie. Mniej więcej w połowie trzeciego filmu zasnęłam. Obudziłam się gdy siatkarz wnosił mnie na górę po schodach do pokoju gościnnego gdzie przykrył mnie kocem. Następnie pocałował delikatnie w czoło i chciał wyjść.
-Zostań – wyszeptałam.
-Jesteś tego pewna?
-Tak, chcę żebyś położył się tutaj obok mnie – poklepałam drugą połówkę łóżka.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – poczułam jak materac ugina się pod ciężarem przyjmującego, a chwilę później mężczyzna otula mnie swoim ramieniem. Kiedy zasypiałam usłyszałam jak przez mgłę jego głos – nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo cię kocham – uśmiechnęłam się delikatnie i pozwoliłam sobie na sen wiedząc, że znajduję się w ramionach najwspanialszego faceta pod słońcem.

Następnego dnia kiedy się obudziłam Kevina nie było już obok mnie. Postanowiłam, że poleżę jeszcze chwilę i zacznę go szukać. Gdy miałam już wstawać w drzwiach stanął siatkarz z tacą pełną jedzenia.
-Właśnie miałam iść cię szukać.
-Dobrze, ze jednak nie wstałaś. Śniadanie do łóżka podano –położył się obok mnie kładąc sobie tacę na kolanach.
-Jeśli to sen to nie chcę się z niego budzić – zaśmiałam się i wgryzłam się w croissanta.
-Mówiłem ci, że potrafię zadbać o swoja kobietę – uśmiechnął się i mnie pocałował.
-Wiesz w takim razie chyba będę musiała częściej tutaj nocować.
-Ja nie mam nic przeciwko.
-Ale Thibault pewnie tak. Ciekawe kto jemu robiłby śniadanka.
-Jakoś musiał sobie radzić zanim z nim zamieszkałaś. Na pewno dałby sobie radę.
-Może  i masz rację, ale i tak na razie to nie możliwe. Chociaż w przyszłości kto wie kto wie.
-Mogłabyś podwieźć mnie dzisiaj na trening? Zostawiłem auto u mechanika, a nie za bardzo mam ochotę jechać autobusem.
-Jasne, nie ma problemu, ale musimy najpierw podjechać jeszcze do Thibaulta po moje rzeczy.
-W takim razie łazienka na górze jest do twojej dyspozycji, ja lecę na dół i widzimy się za jakieś pół godziny przy drzwiach.
-Ok.

-Musimy podjechać jeszcze na chwile do mieszkania Thibaulta. Muszę wziąć swoją  torbę.
-Jasne nie ma sprawy.
Gdy podjechaliśmy na osiedle, na którym mieszka mój przyjaciel Kevin postanowił zostać w samochodzie, a ja poszłam na górę. Byłam pewna, że Thibaulta pewnie dawno już nie ma w mieszkaniu dlatego zdziwiłam się kiedy drzwi do mieszkania były otwarte.
-Rossard jesteś tu? – wrzasnęłam na całe mieszkanie.
-Amelia? Świetnie, ze jesteś.
-Czyżbyś nadal nie mógł znaleźć kluczy?
-Czytasz m i w myślach. Nie mam pojęcia gdzie są te cholerne klucze. Mogłabyś podrzucić mnie na trening?
-Nie ma problemu. Zejdź na dół i poczekaj w samochodzie.
-A klucze?
-Zapomniałabym Kevin jedzie już ze mną na trening. Czeka w samochodzie – poczułam na sobie podejrzliwe spojrzenie siatkarza – no co? Zepsuł mu się samochód więc wczoraj jak u niego byłam zaproponowałam mu, że mogę go podrzucić na trening. To chyba nic złego?
-Coś mi tu śmierdzi.
-Znowu szukasz problemów tam gdzie ich nie ma. Po prostu chciałam być miła. To takie dziwne?
-Nie. Pamiętaj tylko, że gdyby cokolwiek się działo możesz mi o wszystkim powiedzieć, a ja zawsze ci pomogę. Jasne?
-Jak słońce. Idź do tego samochodu ja za chwilkę będę.
-Ok.
-A jeszcze jedno. Jak wrócimy to poszukamy razem tych twoich kluczy. To nie możliwe żeby tak po prostu zniknęły. Muszą tu gdzieś być.
-Dzięki.
Kiedy siatkarz wyszedł usiadłam na krześle w kuchni. Bałam się, że wszystko się wyda. Nie chciałam żeby Thibault dowiedział się o nas już teraz. Pewnie i tak będzie pierwszą osobą, która dowie się o tym, że związałam się z Kevinem, ale ja po prostu nie jestem jeszcze gotowa żeby powiedzieć mu o czymkolwiek. Wiem, że strasznie się o mnie martwi po tej całej akcji z Earvinem. Jestem mu za to wdzięczna, ale jestem już dużą dziewczynką i potrafię sama o siebie zadbać. Nie potrzebna mi niańka dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wypiłam jeszcze szklankę wody, zabrałam swoje rzeczy potem zamknęłam drzwi i wyszłam z mieszkania. Droga na trening minęła nam w świetnej atmosferze. Kevin z Thiabultem na zmianę opowiadali żarty. Kiedy podjechaliśmy pod halę myślałam brzuch od dawna bolał mnie od śmiechu.
-Wychodzić łamagi bo zaraz umrę ze śmiechu.
-Ej, ej jakie łamagi? Chciałaś powiedzieć najlepsi siatkarze pod słońcem.
-Niech wam będzie. A teraz wynocha, ale już. Nie będę się dzisiaj za nikim wstawiać u trenera. Marsz do szatni bo zaraz się spóźnicie. 

Od czasu drobnej kontuzji Kevina na szczęście nic się nie działo. Wszyscy byli zdrowie i gotowi do gry. Nasza praca polecała po prostu na jak najlepszym zregenerowaniu siatkarzy po ciężkich i wyczerpujących treningach. Na szczęście Earvin nie zbliżał się do mnie od czasu pamiętnej rozmowy ze mną i Thibaultem. Kiedy mijałam go na korytarzu odwracał głowę w drugą stronę i udawał, że mnie nie widzi. Wydawało mi się to trochę dziecinne, ale może lepsze to niż awantury. Kończyłam właśnie masować Thibaulta, który był moim przedostatnim pacjentem dzisiejszego dnia. Pewnie jak się domyślacie ostatnim jest Kevin.
-To co za pół godziny przy moim samochodzie?
-Umówiłem się z Kevinem na mieście. Także dzięki.
-Ok,  w takim razie do zobaczenia w domu.
Wychodząc Thibault minął się z Tillie. Siatkarz wszedł do pomieszczenia przekręcił za sobą klucz, który włożony był w drzwi.
-Co ty robisz?
-Nie chciałbym żeby ktokolwiek nam przeszkodził – podszedł do mnie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
-Najpierw obowiązki, a później przyjemności. Kładź się.
-Nie bądź taka szybka – zaśmiał się.
-Jesteś nienormalny – również się zaśmiałam.
Gdy tylko siatkarz się położył zajęłam się masażem jego ciała, szczególny nacisk kładąc na kostkę, która ostatnio ucierpiała. Gdy skończyłam usiadłam za biurkiem. Przyjmujący praktycznie od razu znalazł się obok mnie i posadził mnie na blacie. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi jednocześnie błądząc rękoma po całym moim ciele. Zaprotestowałam kiedy poczułam, że chce ściągnąć moją koszulkę.
-Kevin nie jestem jeszcze gotowa – położyłam głowę na jego ramieniu.
-Przepraszam. Po prostu kiedy cię widzę nie mogę się opanować tak na mnie działasz – dał mi pstryczka w nos – co ty na to żebyśmy wybrali się gdzieś razem na obiad?
-Co proponujesz?
-Niedaleko jest całkiem przyjemna knajpka z sushi. Mam nadzieję, że lubisz.
-Żartujesz? Uwielbiam. Daj mi tylko chwilkę. Skończę uzupełniać papiery i możemy iść.
-W takim razie lecę po swoje rzeczy i czekam przed halą.
-Ok – pocałował mnie po raz ostatni i wyszedł z gabinetu.

Obiad minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Pośmialiśmy się, pogadaliśmy. Oczywiście gdy przyszła pora płacenia rachunku musiałam pokłócić się z Kevinem o to kto będzie płacił. Chciałam zapłacić sama za siebie, ale siatkarz uparł się, że żadna w jego towarzystwie nie będzie płacić sama za siebie. Miałam ochotę się z nim pokłócić o to dłużej, ale zważywszy na całkiem sporo ludzi wokół nas postanowiłam mu odpuścić. Po obiedzie postanowiliśmy wpaść jeszcze na chwilę do mieszkania siatkarza, jako że było bliżej hali, a do kolejnego treningu została niecała godzina. Usiedliśmy przed telewizorem. Akurat leciała „Gra o tron”, którą jak się okazało oboje uwielbiamy. Usiedliśmy wygodnie na kanapie wtuleni w siebie i delektowaliśmy się trwającą chwilą. Nie trwało to jednak długo bo zaraz po zakończeniu odcinka musieliśmy zbierać się na trening. Jako, że znów jechałam razem z Kevinem wysadziłam go z samochodu dwie przecznice od hali żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Swoją drogą myślę, że jedyną osobą, która mogłaby się czegokolwiek domyślać byłby Thibault, ale mimo to postanowiliśmy, że lepiej nie kusić losu. Kiedy wysiadłam z samochodu w oka mgnieniu obok mnie znalazł się Rossard.
-Widzę, że się za mną stęskniłeś – zaśmiałam się.
-A żebyś wiedziała, że tak.
-Wiesz o tym, że nie widzieliśmy się zaledwie kilka godzin?
-O kilka godzin za dużo.
-Jesteś nienormalny. Wiesz, ze nie będę z tobą mieszkać w nieskończoność. Za jakiś czas znajdę sobie jakieś mieszkanie i się wyprowadzę.
-Wiem, ale mam nadzieję, że nie uda ci się znaleźć nic w miarę szybko.
-Dzięki, że mi tak dobrze życzysz.
-Nie zrozum mnie źle, życzę ci jak najlepiej. Doskonale o tym wiesz, ale nie chciałbym znowu zostać sam w mieszkaniu.
-Musisz sobie znaleźć jakąś towarzyszkę.
-Dzięki nie przepadam za zwierzętami.
-Kto tu mówi o zwierzętach? Myślałam raczej o jakiejś przedstawicielce płci pięknej, która w końcu zajęłaby miejsce w twoim pojemnym serduszku kochany.
-Na razie się na to nie zanosi.
-Nie mów hop. Właśnie mam pomysł. Co ty na to żeby pójść do jakiegoś klubu potańczyć?
-Wiesz chyba nie mam ochoty.
-Boże zrzędzisz gorzej niż mój ojciec. Kiedy zrobił się z ciebie taki stary pryk. Nie interesuje mnie twoje zdanie. W weekend idziemy się zabawić czy tego chcesz czy nie. W geście dobrej woli pozwalam ci zabrać ze sobą tych kilku wielkoludów z którymi jesteś w drużynie.
-Czy ktoś tutaj mówił o jakiejś imprezie? Dobrze słyszałem? – znikąd pojawił się Jenia, ten to zawsze wyczuje odpowiedni moment.
-Bardzo dobrze. Masz ochotę wyskoczyć gdzieś w ten weekend?
-Z tobą maleńka zawsze – uśmiechnął się do mnie.
-Nie wyobrażaj sobie za dużo – warknął Thibault.
-Spokojnie, spokojnie już nic nie mówię. Lecę przekazać reszcie drużyny dobre nowiny. Naraska.
-Naraska?  Zawsze jak go widzę to mam wrażenie, ze nie jest do końca normalny – zaśmiałam się.
-Powiem ci, że sam często się nad tym zastanawiam i zawsze dochodzę do wniosku, ze z nim musi być coś nie tak. Chyba kiedyś za mocno oberwał jakąś piłką w obronie i mamy tego efekty. Dobra ja lecę się przebrać. Widzimy się na sali.



_____________________________________________________________________
Witam w sobotni poranek. Oddaję czwartą część w wasze ręce. Nie jestem z niej jakoś szczególnie zadowolona, ale może wam się spodoba :)

Pamiętaj!
Czytasz - komentujesz - motywujesz :)
Do zobaczenia za tydzień :*

niedziela, 24 lipca 2016

3. Co to miało znaczyć?



Dzisiaj mój pierwszy dzień w nowej pracy. Strasznie się denerwuję bo nie wiem jak to będzie. Jak przyjmą mnie siatkarze? Czy na pewna dam sobie radę? Ok, może i jestem jedną z najlepszych studentek na roku, ale jednak jak dotąd nie miałam okazji sprawdzić swoich umiejętności w prawdziwym życiu. Boję się, że nie podołam, a tego bardzo bym nie chciała. Dobra koniec użalania się nad sobą trzeba w końcu wstać z łóżka i zrobić śniadanie dla mnie i dla tego przerośniętego ogra, którym jest mój przyjaciel. Wzdrygnęłam się kiedy postawiłam stopy na zimnej podłodze. Tak, zdecydowanie muszę kupić sobie jakieś kapcie do chodzenia po mieszkaniu. W domu jakoś tego nie odczuwałam, ale tutaj jest strasznie zimno. Kiedy doczłapałam się w końcu do kuchni wstawiłam wodę na kawę i zajrzałam do lodówki. Niestety jedyne co tam znalazłam to dwa jajka i odrobina mleka. Jedynym daniem, które można wyczarować z tego wszystkiego są naleśniki. Znalazłam mąkę, a z szafki nad zlewem wyjęłam mikser i zabrałam się do roboty. Kiedy kończyłam smażyć drugiego naleśnika z sypialni wyszedł Thibault.
-Musisz się tak rozbijać od rana? Mam nadzieję, że chociaż zrobiłaś coś dobrego do jedzenia.
-Mi też miło cię widzieć.
-Naleśniki? – powiedział ze smutną miną.
-Zrobiłabym coś innego gdyby w twojej lodówce było coś poza wiatrem.
-Nie przesadzaj przecież dopiero co robiłem zakupy – otworzył wcześniej wspomniany przedmiot – ok, może nie tak dopiero co – uśmiechnął się łobuzersko.
-Dlatego dzisiaj po porannym treningu jedziemy na zakupy. Nie mam zamiaru umrzeć z głodu.
-Oczywiście. Rozumiem, że jedziesz razem ze mną.
-Jeśli byłbyś na tyle miły żeby zabrać swoją najukochańszą przyjaciółkę to z przyjemnością.
-Moją przyjaciółkę? A gdzie ona jest bo nie widzę? – zaczął rozglądać się po kuchni.
-Ty idioto – zdzieliłam go ręcznikiem leżącym obok mnie.
-Już już spokojnie, przecież tylko żartowałem. Nie znasz się na żartach?
-Jak widać nie na twoich. Dobra siadaj do stołu bo zaraz wszystko wystygnie.
-A kawka? – spojrzał na mnie oczami kotka ze Shreka.
-Od czegoś masz te rączki mógłbyś sobie sam zrobić.
-Ale wiesz ja nie robię takiej pysznej kawy jak ty.
-Niech ci będzie.

Po zjedzeniu śniadania i szybkim umalowaniu byłam już gotowa do wyjścia, ale jak się pewnie domyślacie musiałam czekać na tego idiotę Thibaulta. Mam wrażenie, że zamienił się z kimś na rozumy. Wrócił wczoraj sam z treningu i rzucił gdzieś klucze. Teraz przekopał chyba całe mieszkanie w ich poszukiwaniu.
-Człowieku zaraz przez ciebie spóźnię się pierwszego dnia pracy.
-Nie marudź. Gdzieś tutaj muszą przecież być.
-Nie możemy po prostu pojechać moim samochodem.
-Oszalałeś. Co sobie pomyślą inni?
-Po prostu powiemy im, że się przyjaźnimy i tyle. Nie przesadzaj.
-Nie o to mi chodzi. Nie mogę pozwolić żeby dziewczyna odwiozła mnie na trening.
-A to niby dlaczego? – stanęłam przed nim i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Nie ważne.
-Dobra to ty sobie szukaj tych swoich kluczy, a ja jadę. Na razie.
-Chwila czekaj, jadę z tobą.
-No coś ty co inni powiedzą.
Zabrałam torebkę z komody i wybiegłam z mieszkania. Zanim Thibault zorientował się o co chodzi byłam już dawno na dole i wsiadałam do samochodu. Kiedy odjeżdżałam mój przyjaciel wybiegł z bloku. Spokojnie dojechałam pod halę i zaparkowałam samochód. Kiedy miałam już otwierać drzwi ubiegł mnie przed tym Marcus. Zajęci rozmową weszliśmy do budynku, a potem do naszego gabinetu gdzie Marcus dał mi dwa komplety odzieży reprezentacyjnej. Podziękowałam mu i poszłam do toalety żeby się przebrać. Jakiś czas później zameldowaliśmy się już na sali treningowej. Wszyscy zawodnicy byli już na miejscu z wyjątkiem jednego. Pewnie domyślacie się o kogo może chodzić.
-Zaczynamy rozgrzewkę. Na początek dwadzieścia okrążeń wokół boiska – zarządził Laurent – chwila moment kogoś mi tutaj brakuje. Gdzie jest Thibault? – chłopcy spojrzeli po sobie, ale żaden z nich się nie odezwał. Wtedy na salę wbiegł mój zdyszany przyjaciel.
-Trenerze bardzo przepraszam za spóźnienie.
-Czy ty jesteś niepoważny? Wszyscy mogli przyjść punktualnie. Za karę sto kółeczek wokół boiska.
-Ale trenerze…
-Nie chcę słyszeć żadnego narzekania. To cię powinno nauczyć, ze na treningi nie można się spóźniać.
Kiedy wszyscy skończyli już rozgrzewkę Thibault był dopiero przy pięćdziesiątym okrążeniu. Było mi już go bardzo szkoda dlatego postanowiłam pójść porozmawiać z trenerem.
-Trenerze myślę, że Thibaultowi już zdecydowanie wystarczy. Na pewno wyciągnął już wnioski z tej sytuacji.
-Tak uważasz?
-Tak. Niech trener na niego spojrzy. Inaczej za chwilę będziemy musieli siłą znieść go z tego boiska bo sam na pewno z niego nie zejdzie.
-Może i masz rację. Rossard wystarczy. Dołącz do chłopaków.
-Dziękuję trenerze.
-To nie mnie powinieneś dziękować, ale Amelii. Gdyby nie jej prośba na pewno tak szybko byś nie skończył. Dobra dzielić się na składy i gramy.
Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam rozmowę z Marcusem. W pewnym momencie usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk. Spojrzeliśmy w stronę boiska i zobaczyliśmy leżącego pod siatką Kevina. Szybko podbiegliśmy do niego.
-Co się stało?
-Kostka – wymruczał z grymasem bólu na twarzy. Zdjęłam mu buta i obejrzałam dokładnie miejsce, które sprawiało przyjmującemu tyle bólu.
-Marcus pomóż mu dostać się do naszego gabinetu. Tam się nim zajmę, a ty wrócisz na trening.
-Jesteś pewna, że dasz sobie radę?
-Jasne. To tylko podkręcona kostka. Nic wielkiego.
-Ok.
Kiedy Marcus wychodził z Kevinem obok mnie pojawił się jego ojciec.
-Co z nim?
-Spokojnie to tylko podkręcona kostka. Kilka dni odpoczynku od treningów i będzie mógł wrócić do normalnej gry.
-Kamień z serca. Nie wiem co bym teraz zrobił gdyby na chwilę przed najważniejszym turniejem czterolecia wypadł mi ze składu podstawowy przyjmujący.
-Proszę się nie martwić. Idę do niego. Marcus za chwilę wróci na trening.
-Jasne, idź.
W drzwiach minęłam się z Marcusem, który powiedział mi, że Kevin czeka na mnie w naszym gabinecie. Gdy weszłam do pomieszczenia zobaczyłam siatkarza leżącego na jednej z leżanek. Uśmiechnęłam się do niego serdecznie i powiedziałam:
-Masz szczęście, że tylko tak to się skończyło.
-Wiem. Nawet nie chcę myśleć o tym, że przez głupią kontuzję mógłbym nie pojechać do Rio.
-Dzięki Bogu to nic poważnego – uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Mogę Cię o coś spytać?
-Jasne.
-Czy ciebie i Thibaulta coś łączy? – kiedy tylko usłyszałam to pytania zaczęłam się śmiać.
-Nie jesteśmy parą jeśli o to ci chodzi. Jest moim przyjacielem. Znamy się już od dawna – gdy skończyłam mówić wydawało mi się, że zauważyłam wyraz ulgi wymalowany na jego twarzy – dobra bierzemy się za tą twoją kostkę w końcu oboje chcemy żebyś wrócił szybko do treningów prawda?
-Oczywiście.
Po około piętnastu minutach intensywnego masażu założyłam mu stabilizator na kostkę i pozwoliłam wstać. Podeszłam do szafki żeby odłożyć na miejsce wszystkie maści, których użyłam. kiedy się odwróciłam tuż przede mną stał siatkarz. W mgnieniu oka położył swoje dłonie na moich policzkach i wbił się w moje usta. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi, ale po jakimś czasie oddałam pocałunek by zaraz później oderwać się od przyjmującego.
-Co to miało znaczyć? – zapytałam.
-Przepraszam. Chciałem to zrobić od czasu kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Jesteś taka piękna. Powiedz mi po prostu, że ci się nie podobam i wyjdę.
-To nie o to chodzi. Jesteś naprawdę przystojnym facetem, ja po prostu nie jestem gotowa na nowy związek. Dopiero co rozstałam się z Earvinem.
-Czekaj, czekaj. Tym Earvinem? To nie możliwe. Taka fajna dziewczyna jak ty chodziła z takim idiotą jak ona. Nie wierzę, że to ty byłaś tą dziewczyną, którą zdradzał na prawo i lewo.
-Niestety. Byłam głupia, ze nie chciałam wierzyć Thibaultowi, ale jak to mówią miłość jest ślepa. Przekonałam się o tym na własnej skórze.
-Ja nie jestem taki jak Earvin. Potrafię zadbać o kobietę, która mi się podoba, a na pewno nie byłbym w stanie jej zdradzić – podszedł do mnie i znowu mnie pocałował – przemyśl sobie moje słowa i daj znać. Ja będę czekał – powiedział i najzwyczajniej w świecie opuścił mój gabinet zostawiając mnie z milionem myśli. Na szczęście po chwili przyszedł Marcus, a zaraz później siatkarze, którymi mieliśmy zająć się po treningu więc nie miałam czasu na rozmyślanie o tej całej sytuacji. Ostatnim siatkarzem, który zawitał do naszego gabinetu był Thibault. Powiedziałam Marcusowi, że może już wyjść bo ja zajmę się siatkarzem, a później wszystko pozamykam. Ucieszył się jak małe dziecko bo umówił się z jakąś dziewczyną na randkę.
-Czemu jesteś taka zamyślona?
-Ja zamyślona? Wydaje ci się.
-Nie sądzę. Trochę już cię znam i widzę, ze coś jest nie tak. Znowu myślisz o tym frajerze?
-O Earvinie? Nie – Thibault spojrzał na mnie z niedowierzaniem – naprawdę o nim nie myślę. To już zamknięty rozdział.
-No mam nadzieję. Od samego początku wiedziałem, że nie zasługuje na taką dziewczynę  jak ty.
-Wiem. Przepraszam, ze nie chciałam cię słuchać kiedy próbowałeś mi to uzmysłowić. Byłam głupia.
-Nie głupia tylko zakochana. Rozumiem to. Mam tylko nadzieję, ze teraz znajdziesz sobie faceta, który będzie na ciebie zasługiwał.
-Nie mam w planach nowego związku. Koniec. Idź się przebrać. Ja tu wszystko posprzątam i wracamy do mieszkania.
-Ok.
-Thibault?
-Tak.
-Sorry za to, ze nie wzięłam cię na trening.
-Nic się nie stało, w sumie to cię nawet rozumiem. To ja ci dziękuję, że wstawiłaś się u Laurenta. Gdybym nie skończył na tych pięćdziesięciu okrążeniach na pewno wyzionąłbym ducha. 



No to zaczynamy zabawę. Opowiadanie powoli się rozkręca. Co sądzicie o nowym wątku? Zachęcam do komentowania i z góry dziękuję za każdy komentarz :)