Przepraszam, ze dodaję nowy rozdział dopiero dzisiaj, ale wczoraj umierałam. Dzisiaj jest już troszkę lepiej więc dodaję dziesiąteczkę. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Nie wiem czy kolejny będzie w weekend bo nie wiem jeszcze kiedy będę wracać do Wrocławia. Tak czy siak na pewno dam wam znać gdyby coś się zmieniło. Trzymajcie kciuki żebym jutro znalazła walizkę bo starą oddaje siostrze, która w tym roku tez wyjeżdża na studia, a ja muszę kupić sobie nową. Czy ja już kiedyś mówiłam, że nienawidzę jakichkolwiek zakupów? NIE? To mówię teraz. Liczę na wasze komentarze i dziękuję za ponad osiem tysięcy wyświetleń.
PS. Gdyby się komuś nudziło to zapraszam do biblioteczki opowiadań, które czytam. Link jest w prawym górnym rogu. Może któraś z was znajdzie tam coś dla siebie :)
_______________________________________________________
Z samego rana pojechaliśmy do rodzinnego domu Kevina. Wiedziała, że na
pewno zdenerwuje się kiedy usłyszy, że jego drugi atakujący na krótko przed
rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich zniknął. W sumie trudno mu się dziwić.
Niczego nieświadomy trener z szerokim uśmiechem na ustach otworzył nam drzwi i
zaprosił do środka. Od razu jednak zorientował się, że coś musi być nie tak.
-Co się dzieje? Widzę po waszych minach, że na pewno nic dobrego.
-Porwali Thibaulta – odpowiedziałam.
-Zaraz, zaraz jakie porwali? Nic z tego nie rozumiem, opowiedzcie mi
wszystko po kolei.
-Wczoraj Thibaulta nie było na treningu. Na początku myślałam, że po
prostu zabalował z tą swoją nową dziewczyną, ale kiedy pojechaliśmy do jego
mieszkania okazało się, że było włamanie. Właściwie to nawet nie wiadomo czy
włamanie bo zamek był nienaruszony czyli Thibault musiał znać osobę, którą
wpuścił do środka.
-Zawiadomiliście policję?
-Oczywiście, że tak.
-A ta dziewczyna? Ona musi coś wiedzieć.
-Niestety Thibault mi jej nigdy nie przedstawił. Wiem tylko, że ma na
imię Megan.
-W takim razie nie pozostaje nam nic innego tylko czekać na to co
ustali policja. Na razie nie mówimy o niczym chłopakom. Oficjalna wersja jest
taka, że Thibault pojechał do rodziny. Miejmy nadzieję, że znajdzie się
niedługo. Swoją droga powinniście zawiadomić mnie o tym wczoraj – spojrzał na
nas groźnie.
-Nie było kiedy. Do wieczora rozmawialiśmy z policją, a później było
już za późno żeby przyjeżdżać, a takich spraw nie załatwia się raczej przez
telefon.
-Może i macie rację. Dobra zbieramy się na trening, nie możemy dać
chłopakom poznać po sobie, że dzieje się coś złego. Zrozumiano?
-Jasne.
Na szczęście chłopcy uwierzyli, że Thibault musiał na jakiś czas
wyjechać. Trening minął w miarę szybko i spokojnie. Kiedy kończyłam masować
Rouziera, który był ostatni na mojej liście rozdzwonił się mój telefon. Na
ekranie widniał numer pani komisarz. Wyprosiłam delikatnie Antka z gabinetu i
odebrałam telefon. Pani policjant powiedziała, że są nowe fakty dotyczące
porwania Thibaulta i poprosiła żebym przyjechała możliwie jak najszybciej na
komendę. Pożegnałam się z nią i pośpiesznie zamknęłam gabinet kierując się do
wyjścia z hali. W połowie drogi do samochodu dogonił mnie Kevin. Kiedy zobaczył
jak bardzo jestem zdenerwowana kategorycznie zabronił mi prowadzić w takim
stanie i sam zasiadł za kierownicą mojego samochodu.
-Możesz mi w końcu powiedzieć co się stało i dokąd chciałaś jechać w
takim stanie?
-Dzwoniła pani komisarz są jakieś nowe fakty. Prosiła żebym
przyjechała.
-Nie mogłaś po mnie przyjść? przecież w takim stanie mogłaś doprowadzić
do jakiegoś wypadku! – wykrzyknął, pierwszy raz widziałam go w takim stanie, do
tej pory zawsze był spokojny i opanowany – przepraszam, że się uniosłem, ale
cholernie się o ciebie martwię. Nie chcę żeby cokolwiek ci się stało.
-Nie denerwuj się już tak, jesteś tutaj, nic mi nie jest. Jedź już.
Pod komendę dojechaliśmy dość szybko. Wysiadłam i biegiem udałam się
do gabinetu, w którym zaledwie wczoraj byłam przesłuchiwana. W pomieszczeniu za
biurkiem siedziała komisarz Jonson, a obok niej stał jakiś inny policjant.
-Witam panią pani Amelio. Cieszę się, że tak szybko udało się pani
przyjechać – w tym momencie do gabinetu wszedł Kevin.
-Dobry wieczór.
-Dobry wieczór panie Tillie. Max możesz już iść. Później do ciebie
zajrzę – zwróciła się do chłopaka – poprosiłam żeby pani przyjechała ponieważ
dowiedzieliśmy się pewnej interesującej rzeczy. W mieszkaniu pani przyjaciela
znaleźliśmy dużo różnych odcisków. Podejrzewam, że większość należy do kolegów
z drużyny pana Rossarda, ale jedne z nich mamy zarejestrowane w swojej bazie.
Należą do niejakiej Megan Stępińskiej. Kojarzy pani tą kobietę? – pokazała mi
zdjęcia jakieś dziewczyny.
-Nie, niestety nie, ale to może ją poznał ostatnio Thibault.
-Nie wykluczone, mówiła pani, że kilka razy była w jego mieszkaniu. To
by się zgadzało bo jej odcisków w mieszkaniu było całkiem sporo.
-Czy to możliwe żeby ta cała Megan była w jakikolwiek sposób powiązana
z Earvinem.
-Tego jeszcze nie wiemy. Próbowaliśmy wczoraj i dzisiaj zastać pani
byłego chłopaka w mieszkaniu, ale do tej pory nam się to nie udało.
Pozostawiliśmy naszych ludzi pod jego domem. Możliwe, że w każdej chwili się
tam pojawi.
-Może twoja matka wie coś na temat tego gdzie jest N’Gapeth?
-Co pani matka może mieć z tym wspólnego?
-Earvin zdradził Amelię z jej matką. Myślę, że może coś wiedzieć na
jego temat – stwierdził siatkarz.
-O ile jeszcze w ogóle są razem.
-Myślę, że to dobry pomysł. Powinna się pani z nią skontaktować. Nie
możemy rezygnować z żadnej drogi, która
może pomóc nam znaleźć pani przyjaciela. Wiem, że to z pewnością będzie dla
pani trudne spotkać się z nią po tym wszystkim, ale myślę, że nie ma pani
innego wyjścia.
-Jeśli tak pani mówi.
-Proszę się nie martwić, założymy pani podsłuch. Będziemy słyszeć
wszystko co będzie mówiła. Jeśli cokolwiek będzie się działo zainterweniujemy.
-Mógłbym pójść razem z Amelią?
-Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Nie wiadomo jak zareaguje na
obecność innych osób.
-Dobrze w takim razie od razu do niej zadzwonię i umówię się na jutro
z samego rana.
-Tak chyba będzie najlepiej.
Wybrałam numer mojej matki i w napięciu oczekiwałam na to aż odbierze.
Szczerze powiedziawszy nie miałam najmniejszej ochoty się z nią spotykać, ale w
obecnej sytuacji nie miałam wyjścia. Odebrała po trzecim sygnale.
-Co to się stało, że moja kochana córeczka sobie o mnie przypomniała –
z trudem opanowałam chęć wygarnięcia jej wszystkiego.
-Chciałabym się z tobą spotkać.
-Wiedziałam, że zmądrzejesz. Gdzie i kiedy?
-Jutro o 9 w tej mojej ulubionej knajpce.
-Może być. To do jutra.
-Dziękuję, że pani to zrobiła. Proszę przyjechać jutro około 8.
Założymy pani podsłuch.
-Dobrze.
-W takim razie do zobaczenia jutro.
-Do widzenia - uścisnęłam jej
rękę i wyszłam z gabinetu.
W samochodzie między nami panowała grobowa cisza. Wiedziałam, że Kevin
martwi się o mnie, ale ja wiem, że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy żeby
Thibaultowi nie stało się nic złego. Nawet jeśli miałabym podpisać pakt z
diabłem to zrobię to byleby on był bezpieczny. Kiedy weszliśmy do mieszkania
przyjmującego wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do salonu, a następnie
usiadłam mu na kolanach.
-Wiem, że się o mnie martwisz,
ale ja naprawdę muszę to zrobić. Muszę spróbować. Może to pomoże znaleźć
Thibaulta.
-Boję się, że coś ci się stanie – poczułam jak delikatnie całuje mnie
w głowę.
-Nic mi się nie stanie. Policja będzie nad wszystkim czuwać. Słyszysz
mnie? – pokiwał głową – pogadasz jutro ze swoim tatą i powiesz mu, że spóźnię
się trochę na trening.
-Nie ma sprawy. Chociaż uważam, że powinienem jechać tam z tobą.
-Mówiłam ci już kiedyś, że jesteś nadopiekuńczy? – zaśmiałam się.
-To się nazywa miłość moja kochana. Nic nie poradzę na to, że tak na
mnie działasz.
-Idź weź prysznic, a ja zrobię nam coś na kolację. Z tego wszystkiego
nie zjadłeś nic po treningu. Laurent by mnie zabił gdyby się o tym dowiedział.
-A może masz ochotę wziąć ten prysznic razem ze mną.
-Kusząca propozycja, ale wiem jak to by się skończyło, a dzisiaj
zdecydowanie nie możemy sobie na to pozwolić. No już zmykaj.
-Ok.
Następnego dnia rano wstałam bardzo wcześnie. Wyszłam z łóżka tak żeby
nie obudzić Kevina, chciałam żeby jeszcze chwilkę sobie pospał. Musi mieć siłę
żeby ćwiczyć na treningu. Wiem jak bardzo Laurent liczy na pomoc swojego syna w
Rio. Kiedy kończyłam robić nam śniadanie poczułam silne ręce Kevina oplatające
mój brzuch.
-Dawno wstałaś?
-Nie mogłam spać. Postanowiłam zrobić dla nas coś do jedzenia. Mam
nadzieję, że cię nie obudziłam.
-Nie. Martwisz się?
-Dziwisz mi się? Myślisz, że Earvin może mieć coś wspólnego ze
zniknięciem Thiabaulta?
-Nie mam pojęcia. chociaż ta dziewczyna, która akurat teraz pojawiła
się w życiu Rossarda i zniknięcie N’Gapetha. To wszystko nie wygląda na
przypadek.
-Boże dlaczego ja muszę zawsze ściągać pecha na wszystkich na których
mi zależy. Powinieneś mnie zostawić i uciekać gdzie pieprz rośnie zanim jeszcze
nie jest za późno.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz. Za bardzo cię kocham żebym mógł to
zrobić. Spójrz na mnie – położył dłoń na moim policzku – nie wolno ci myśleć,
że to twoja wina. To nie twoja wina, że Earvin jest chory psychicznie. Nie
możesz się za to obwiniać. Zrozumiano? – pokiwałam delikatnie głową – a teraz
chyba musisz wyjąć to co jest w piekarniku bo sądząc po zapachu za chwilę się
spali.
-Cholera zapiekanki – krzyknęłam i szybko wstałam z kolan chłopaka.
-Chyba da się je jeszcze zjeść – po chwili siatkarz stanął za mną i
zawyrokował.
-Idź umyj ręce i wracaj do stołu.
Po śniadaniu Kevin odwiózł mnie na komisariat, a sam pojechał na
trening. Uprzednio zapytał mnie jeszcze ze sto razy czy jestem pewna, że chcę
to zrobić. Nie byłam, ale co miałam mu powiedzieć. Przecież nie mogłam mu
powiedzieć, że najchętniej to bym się rozpłakała i położyła do łóżka. Gdy tylko
weszłam na komendę ujrzałam panią komisarz. Sprawiała takie wrażenie jakby na
mnie czekała.
-Dobrze, że już jesteś. Musimy wszystko przyszykować.
-Jestem do waszej dyspozycji.
-Cieszę się. Najpierw zainstalujemy całe okablowanie, a potem powiem
ci jeszcze trochę o tym czego powinnaś dowiedzieć się od swojej matki.
Kobieta powiedziała mi, że powinnam jak najdelikatniej wypytać matkę o
wszystko co związane z Earvinem. Stwierdziła, że zapewne niewiele mi powie, ale
to nic bo zaraz po jej wyjściu z restauracji pójdzie za nią dwóch policjantów
żeby na wszelki wypadek mieć ją na oku. Powiedziała mi jeszcze żebym się nie
martwiła bo będą mieli wszystko pod kontrolą i nawet jeśli gdzieś w pobliżu
czyhałby N’Gapeth nie pozwolą mu się nawet do mnie zbliżyć. Szczerze
powiedziawszy nie za bardzo w to wierzyłam bo wiedziałam do czego jest zdolny
mój były chłopak. Piętnaście minut przed umówionym spotkaniem siedziałam już
zdenerwowana w knajpce. Matka oczywiście się spóźniła i przyszła dziesięć minut
po czasie. Czułam, że po prostu chce
mnie wkurzyć bo doskonale wiedziała, że nie cierpię spóźnień i jestem do bólu punktualna.
-Witaj kochana. To miło, że chcesz się pogodzić.
-Pogodzić? Kto ci nagadał takich głupot. Nie mam najmniejszej ochoty
się z tobą godzić.
-W takim razie po co chciałaś się ze mną spotkać. Nie rozumiem.
-Szukam Earvina, a ty chyba powinnaś wiedzieć gdzie jest.
-Niekoniecznie. Zerwał ze mną zaraz po tym jak nas wyrzuciłaś z domu.
Córeczko tak bardzo cię przepraszam. Ja nie chciałam żeby to wszystko tak
wyszło.
-Trzeba było myśleć o tym zanim wskoczyłaś do łóżka mojemu chłopakowi.
Chociaż w sumie to powinnam być ci nawet wdzięczna. Dzięki temu dowiedziałam
się, że Earvin to skończony dupek i psychopata.
-O czym ty mówisz?
-Twój kochanek, a zarazem mój były chłopak próbował mnie zgwałcić, a
teraz chyba porwał Thibaulta.
-Boże moje dziecko – chciała mnie przytulić, ale odsunęłam się od
niej.
-Nie udawaj, że się tym interesujesz.
-Kochanie zawsze będziesz moją najdroższą córeczką.
-Wątpię bo ja już nie mam mamy. Matki się tak nie zachowują. Nie wiesz
gdzie jest N’Gapeth?
-Nie mam pojęcia.
-W takim razie nasza dłuższa rozmowa nie ma sensu.
-Wybaczysz mi kiedyś – spojrzała na mnie załzawionym wzrokiem.
-To co zrobiłaś jest niewybaczalne – spojrzałam na nią ostatni raz i
wyszłam. Wyrwałam podsłuch ukryty pod moim swetrem i zaczęłam biec w kierunku
hali. Kilka minut później zziajana byłam już na miejscu. Postanowiłam, że
poczekam chwilę przed wejściem aż mój oddech się unormuje. W końcu chłopcy nie
mogą zacząć nic podejrzewać. Akurat kiedy weszłam na salę chłopcy mieli chwilkę
przerwy. Momentalnie obok mnie znalazł się Kevin.
-No i co?
-No i nic. Matka nic nie wie. Earvin rzucił ją chwilę po tym jak
wyrzuciłam ich z domu. Rozumiesz, że ona chciała się ze mną pogodzić? Po tym
wszystkim co mi zrobiła, tak po prostu chciała się pogodzić. Myślałam, że uduszę
ją gołymi rękoma. Ja już nie mam matki Kevin. Nie po tym co zrobiła.
-Spokojnie kochanie. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale jestem z tobą.
-Najgorsze jest to, że ja naprawdę miałam nadzieję, że matka pomoże
nam znaleźć Thibaulta.
-Policja na pewno niedługo go znajdzie zobaczysz – pocałował mnie w
czoło i pobiegł do kolegów bo przerwa właśnie się skończyła.
-Amelka wiesz już coś? – podszedł do mnie trener.
-Niestety nie, policja nadal nic nie wie. Boję się, że mogło mu się
coś stać.
-Nie możesz nawet tak myśleć. Słyszysz. Wszystko będzie w porządku, a
Thibault niedługo wróci do nas cały i zdrowy. Przepraszam cię, ale muszę wracać
do tych mutantów bo jeszcze się pozabijają – odwróciłam głowę i zobaczyłam
Jenię biegającego za Rouzierem.
-Antek, Jenia spokój mi tak bo wam zafunduję taki masaż, że przez
tydzień nie będziecie mogli chodzić. Rozumiemy się?
-Tak jest szefowo.
-Dzięki – wyszeptał mi na ucho trener.
-Nie ma za co.
-Czasem naprawdę nie mam już do nich siły.
-Nie dziwię się w sumie – zaśmiałam się.