niedziela, 28 sierpnia 2016

7. Ona jest psychicznie chora. Chyba jej trener nie wierzy?

Po zjedzonym obiedzie, który swoją drogą był przepyszny trzeba było stawić czoła szarej rzeczywistości i stanąć oko w oko z Earvinem. Bałam się, że jednak wszystko ujdzie mu na sucho i będę musiała męczyć się z nim w najbliższym czasie. Kevin chyba wyczuł moje zdenerwowanie bo położył swoją dłoń na moim kolanie tym samym zmuszając mnie do spojrzenia w jego stronę.
-Boisz się?
-A dziwisz mi się? Najchętniej zaszyłabym się teraz w swoim łóżku i nie wychodziła z niego przez najbliższe sto lat. Nie mam ochoty na przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu. Na pewno zacznie gadać jakieś głupoty. Co jeśli twój ojciec mu uwierzy?
-Nie ma takiej opcji. Mój ojciec jest mądrym człowiekiem i już nie raz przejechał się na Earvinie. Kilka razy zastanawiał się nad tym czy go nie ukarać. W końcu przesadził i będzie musiał ponieść konsekwencje swoich czynów. Nie jest już malutkim chłopcem. Powinien myśleć zanim coś zrobi. Pomyślałaś co by się stało gdybym nie przyszedł na czas. On mógł naprawdę ci coś zrobić.
-Ale nie zrobił. Proszę cię nie mówmy o tym. Jeśli w dalszym ciągu chcesz mnie przekonać do tego żebym pojechała na policję to możesz sobie darować takie gadki. To nie ma sensu. Nigdzie nie pójdę. Rozumiesz?
-Przepraszam. Jesteśmy.
-Pójdziesz ze mną? Nie chcę być tam sama.
-Oczywiście. Nawet przez chwilę nie chciałem puścić cię tam samej.
Kevin złapał mnie za rękę i razem poszliśmy pod gabinet jego ojca. Zapukałam delikatnie do drzwi, a kiedy usłyszeliśmy „proszę” weszliśmy do pomieszczenia. W gabinecie znajdował się sam Laurent. Wskazał nam na krzesła stojące naprzeciw niego i powiedział, ze Earvin chwilę się spóźni. Kilka minut później usłyszeliśmy pukanie. Gdy tylko Earvin wszedł do środka spojrzał zdezorientowany na mnie i na Kevina.
-Chyba przeszkadzam. W takim razie może ja przyjdę później?
-Nie przeszkadzasz. Wręcz przeciwnie – odezwał się trener – proszę usiądź – wskazał na krzesło stojące po drugiej stronie gabinetu – chyba domyślasz się po co cię tutaj wezwałem.
-Nie mam pojęcia, ale pewnie ta wariatka czegoś panu nagadała. Cokolwiek powiedziała to nieprawda.
-Tak? A więc nie próbowałeś jej wcale wczoraj zgwałcić – widziałam jak robi się czerwony na twarzy.
-Ona jest psychicznie chora. Chyba jej trener nie wierzy?
-Właśnie, ze wierzę. Ostrzegałem cię ostatnio, że jeszcze jeden taki wybryk, a wylecisz na zbity pysk z kadry. Nie chciałem tego robić, ale nie dajesz mi wyboru. Zostajesz odsunięty od pierwszej kadry.
-Chyba sobie trener żartuje?
-Wprost przeciwnie, jestem śmiertelnie poważny. Trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów.
-Nie wierzę w to. Po prostu w to nie wierzę. Jeszcze tego pożałujesz suko. Zemszczę się na tobie – krzyknął w moją stronę Earvin i opuścił gabinet trenera.
-Myślę, że nie powinnaś teraz nigdzie chodzić sama. Przynajmniej przez jakiś czas Thibault albo Kevin powinni zawsze znajdować się obok ciebie. Nie zdziwiłbym się gdyby rzeczywiście chciał zrealizować swoje groźby. Nie wiadomo do czego on jest zdolny.
-Też tak myślę. Może przeprowadzisz się do mnie?
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Musielibyśmy powiedzieć o nas Thibaultowi.
-Może to najwyższa pora. Nie sądzisz, że już wystarczająco długo ukrywamy nasz związek przed wszystkimi. W końcu i tak zaczną się czegoś domyślać, a chyba lepiej żeby dowiedzieli się o wszystkim od nas niż z własnych domysłów.
-Myślę, ze mój syn ma rację. Szczególnie w obecnej sytuacji.
-Niech wam będzie. Powiemy im o wszystkim po dzisiejszym treningu.
-Właśnie a propos treningu. Kevin szoruj do szatni – młodszy Tillie tylko się zaśmiał, ale po chwili wyszedł – nawet nie wiesz, że Kevin znalazł sobie taką dziewczynę jak ty. Bardzo długo był sam po ostatnim rozstaniu. Zaczynaliśmy się już o niego z żoną martwić. Na szczęście znalazł taką świetną dziewczynę jak ty. Musisz wiedzieć, że kibicuję wam z całego serca.
-Dziękuję. Kevin to naprawdę niesamowity chłopak.
Trening minął szybko. Zdecydowanie za szybko. Prawie wszyscy zastanawiali się dlaczego Earvina nie ma na treningu. Bałam się rozmowy, która miała się za chwilę odbyć. Na pewno zapytają dlaczego Laurent postanowił odsunąć N’Gapetha od drużyny.
-Chłopcy koniec treningu. Zapraszam jeszcze tutaj na chwilę musimy o czymś porozmawiać. Jak pewnie zauważyliście nie ma z nami Earvina i tak już zostanie. Został zawieszony do odwołania. Myślę, że raczej nieprędko do nas wróci.
-Co, ale jak to? Dlaczego? – spytał Marechal.
-Earvin już od dawna miał nieciekawą sytuację, a to co zrobił wczoraj przelało czarę goryczy.
-Co takiego zrobił? Nie rozumiem – odezwał się Jenia.
-Earvin on… - odezwałam się.
-wczoraj podczas naszej imprezy próbował zgwałcić Melkę – dokończył za mnie Kevin i przytulił mnie do siebie kiedy zobaczył łzy w moich oczach.
-W tej sytuacji chyba rozumiecie, że musiałem go odsunąć. Nie pozwalam żeby takie coś działo się w mojej drużynie. Mam nadzieję, że to rozumiecie -wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której chcielibyśmy wam powiedzieć – głos zabrał mój chłopak – od jakiegoś czasu ja i Amelia jesteśmy ze sobą. Nie chcieliśmy wam o tym wcześniej mówić, ale w obecnej sytuacji stwierdziliśmy, że powinniście wiedzieć.
-No, no gratulacje stary – krzyknął nie kto inny tylko Jenia.
-Wiedziałem. Stary moje stawiasz mi iwo – odezwał się Le Roux do Rouziera.
-Nie wierzę założyliście się? – wypowiedziałam.
-Już dawno zauważyłem, że coś was do siebie ciągnie. Według mnie to była tylko kwestia czasu kiedy się spikniecie, ale nikt nie chciał mi wierzyć – odparł dumny środkowy.
-A i jeszcze jedno gdybyście gdzieś tutaj w pobliżu zobaczyli Earvina to proszę od razu mi o tym powiedzieć. Odgrażał się, że zemści się na Amelii. Także miejcie oczy i uszy szeroko otwarte. To wszystko, zmykać do szatni.
-Amelia zaczekasz chwilę – kiedy wszyscy już opuścili salę usłyszałam głos mojego przyjaciela.
-Jasne.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam mówić nikomu dopóki nie będę w stu procentach pewna. Dopiero dzisiaj Kevin i jego ojciec przekonali mnie, że w obecnej sytuacji powinniście o wszystkim wiedzieć. Wiem, że Tobie powinnam powiedzieć pierwszemu, ale to wszystko działo się tak szybko. Mam nadzieję, ze nie masz do mnie żalu?
-Ja żalu do ciebie? Przecież ja nie potrafię się na ciebie gniewać. Doskonale o tym wiesz.
-Uff kamień z serca.
-Swoją drogą cieszę się, że akurat Kevin. On na pewno się tobą dobrze zaopiekuje.
-Masz rację. Jest taki kochany.
-Swoją drogą jakim cudem ja niczego nie zauważyłem? – zaśmiał się i przytulił mnie do siebie kiedy wychodziliśmy z sali treningowej.
-Nie jesteś tak spostrzegawczy jak Laurent i Le Roux. W ramach rekompensaty zapraszam do gabinetu. Masaż bez kolejki gratis.
-Nie odmówię bo dzisiaj mi się śpieszy.
-A dokąd jeśli można wiedzieć?
-Umówiłem się – zauważyłam jak zarumienił się kiedy o tym powiedział.
-Znam ją?
-Nie, poznałem ją wczoraj wieczorem. Wydaje się całkiem sympatyczna.
-Będzie co? – zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.
-To się jeszcze okaże, ale niewykluczone.
-Kładź się. W takim razie będę się streszczać.
-Miałbym do ciebie jeszcze jedną prośbę. Mogłabyś nie wracać dzisiaj za szybko do mieszkania? Zaprosiłem ją do siebie na kolację.
-No nie wiem, nie wiem.
-Melka tak ładnie cię proszę – zrobił oczy kotka ze Shreka.
-Ok przekonałeś mnie. Tylko żeby mi dzieci z tego nie było.
-Myślę, że na razie możesz być o to spokojna.
Po Thibaulcie przez mój gabinet przewinęła się połowa składu Francuzów. Jako ostatni do pomieszczenia wszedł mój chłopak. Ucieszyłam się bo w sumie to już troszeczkę się za nim stęskniłam. Kiedy tylko zamknął drzwi podbiegłam do niego i przytuliłam z całej siły.
-Czym sobie zawdzięczam to miłe powitanie?
-Tym, że jesteś. Stęskniłam się za tobą.
-Ja za tobą też. Co powiesz na wieczór u mnie.
-W sumie to tak czy inaczej jesteś skazany dzisiaj na moje towarzystwo bo Thibault wyrzucił mnie z mieszkania bo ma randkę.
-No proszę proszę. Wiesz z kim?
-Z jakąś dziewczyną, którą poznał wczoraj. Nie znam jej.
-Nic się nie chwalił.
-Wiesz pewnie na razie nie chce zapeszać. Może jeszcze nic z tego nie wyjdzie.
-Tak czy siak cieszę się, że dzięki temu mogę spędzić wieczór z moją ukochaną dziewczyną – pocałował mnie.
-Dobra kładź się. Im wcześniej skończymy tym szybciej pojedziemy do ciebie.
________________________________________________________
Przepraszam za jakość i długość rozdziału, ale przez cały tydzień nie było mnie w domu i nie miałam czasu na pisanie. Na szczęście udało mi się coś naskrobać w niedzielę i poniedziałkowy ranek to co właśnie dzisiaj dodaję. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to idealne, ale nie chciałam znowu robić dwutygodniowej przerwy między rozdziałami. Liczę na wasze szczere opinie. Pozdrawiam was serdecznie i do zobaczenia za tydzień :)

PS na górze macie link do listy opowiadań, które czytam. Może komuś na coś się przyda.

niedziela, 21 sierpnia 2016

6. Mogła nie zgrywać takiej świętej

W tym samym czasie w loży
-Widzieliście może Amelię? – odezwał się Kevin, który właśnie skończył tańczyć z jakąś fanką i nie mógł znaleźć nigdzie swojej dziewczyny.
-Kiedy skończyła ze mną tańczyć powiedziała, że idzie do łazienki – stwierdził Le Goff.
-Kiedy to było?
-Jakieś dziesięć może piętnaście minut temu.
-I do tej pory nie wróciła?
-Nie. Pewnie siedzi w toalecie. Wiesz jakie są kobiety.
-Pójdę to sprawdzić.
Opuściłem siatkarzy i poszedłem w stronę toalet. Nie zważając na nic wszedłem do damskiej toalety i zacząłem wołać moją dziewczynę. Kiedy nie usłyszałem jej odpowiedzi zdenerwowałem się. Coś musiało się stać. Wyszedłem z pomieszczenia i rozejrzałem się wokół. W zaciemnionym kącie sali zauważyłem zarys dwóch postaci postanowiłem tam podejść. Gdy znalazłem się już wystarczająco blisko zauważyłem Amelię, która próbuje się wyrwać z ramion Earvina. Momentalnie znalazłem się obok nich, odciągnąłem siatkarza od przestraszonej dziewczyny i przywaliłem mu z całej siły w nos. Następnie podszedłem do przestraszonej Melki. Wyglądała koszmarnie. Sukienka, którą miała na sobie była cała poszarpana, a jej makijaż rozmazany przez łzy cały czas spływające jej po policzkach.
-Boże drogi Amelia – przytuliłem roztrzęsioną dziewczynę do siebie – co ten skurwiel chciał ci zrobić. Zabieram cię stąd.
-Mogła nie zgrywać takiej świętej – odezwał się N’Gapeth – nie łudź się. Ona tylko udaje taką świętą, a tak naprawdę to zwykła dziwka. Tylko czekała żebym w końcu zaciągnął ją do łóżka – nie wytrzymałem i przywaliłem mu jeszcze kilka razy.
-Nie waż się tak o niej mówić, słyszysz – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Złapałem dziewczynę za rękę i zacząłem prowadzić w kierunku tylnego wyjścia z klubu. Na szczęście wiedziałem gdzie to jest bo nie wyobrażam sobie teraz pójść z nią w ten cały imprezowy tłum. Kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz przystanąłem na chwilę i zarzuciłem na plecy dziewczyny swoją marynarkę – muszę zadzwonić do Thibaulta. Pewnie się o ciebie martwi – dziewczyna tylko skinęła głową i wpatrywała się we mnie rozbieganym wzrokiem.
-No nareszcie. Gdzie jesteście? Szukam was wszędzie.
-Jesteśmy na tyłach klubu. Przyjdź tutaj jak najszybciej – nie chciałem gadać z nim przez telefon więc rozłączyłem się.
Chwilę później z klubu wyłoniła się sylwetka przyjaciela mojej dziewczyny.
-Dlaczego mnie tutaj ściągnęliście – dopiero po chwili zauważył w jakim stanie jest Mela – Jezus Maria Melka co się stało? – dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko znów zaniosła się szlochem, przytuliłem ją czym prędzej do siebie.
-Earvin on… on próbował.
-Nie błagam cię. Powiedz, że sobie żartujesz. Zabiję sukinsyna.
-Spokojnie już dostał za swoje. Musimy zabrać Amelię do domu widzisz w jakim jest stanie.
-Jasne już wracamy. Pójdę tylko po jej kurtkę i zaraz wracam. Zamówisz w tym czasie taksówkę?
-Nie ma takiej potrzeby przyjechałem samochodem.
-Ok w takim razie zaraz będę.
W mgnieniu oka Thibault pojawił się obok nas. Widziałem w jego oczach, że gdyby mógł najchętniej zamordowałby Earvina własnoręcznie. Nie zwracałem na niego większej uwagi bo cały czas moje myśli zaprzątała Mela. Nie powinienem nawet na chwilę spuszczać jej z oka. To wszystko moja wina.
-Masz kluczyki. Ja usiądę z tyłu z Amelią, a ty poprowadź.
-Ok.
Otworzyłem drzwi samochodu i delikatnie posadziłem dziewczynę na siedzeniu, a później sam wsiadłem do auta. Gdy tylko wsiadłem dziewczyna wtuliła się we mnie jakby czuła, że w moich ramionach nic jej nie grozi. Po jakimś czasie przestała płakać, a to mogło oznaczać tylko jedno. Zasnęła. Thibault zaparkował samochód pod blokiem, a ja wysiadłem z auta biorąc delikatnie moją dziewczynę na ręce. Kiedy znaleźliśmy się w jego mieszkaniu zaniosłem ją do jej pokoju, a sam wyszedłem do salonu porozmawiać z Rossardem. Po przekroczeniu progu salonu zauważyłem przyjaciela dziewczyny siedzącego w salonie podpierającego głowę rękoma.
-Jak to się stało? – spytał gdy tylko mnie zauważył.
-Nie mam pojęcia. Nie widziałem Amelii przez jakiś czas więc postanowiłem jej poszukać. Boże jakie to szczęście, że zauważyłem ich w tym kącie.
-Musimy coś z tym zrobić.
-Wiem, że nie powinniśmy tego tak zostawiać, ale nie wiem czy Amelia będzie chciała robić z tym cokolwiek.
-Musimy ją przekonać żeby poszła na policję. Temu idiocie nie może to ujść na sucho.
-Nie pójdę na żadną policję – nawet nie wiem kiedy do pokoju weszła dziewczyna.
-Ale Melka…
-Nie i koniec.
-W takim razie zgódź się chociaż pogadać o tym z moim ojcem może coś na to poradzi.
-Czy wy nie rozumiecie, że to nie jest przyjemne. A ja mam tak po prostu o tym mówić innym?
-Pomyśl o tym, ze jeśli nikomu o tym nie powiesz będziesz widywała się codziennie z Earvinem na treningach. Jesteś w stanie to wytrzymać? – w jej oczach pojawił się strach – no właśnie. Dlatego nie ma innej opcji jutro przed treningiem jedziesz razem ze mną do mojego ojca. Musimy to załatwić przed treningiem.
-Niech wam będzie.
-Grzeczna dziewczynka – Thibault podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Wiecie co ja już pójdę. Przyjadę jutro z samego rana – gdy zakładałem kurtkę poczułem jak Amelia się we mnie wtula.
-Dziękuję, nawet nie chcę myśleć co mogłoby się stać gdyby nie ty.
Następnego dnia gdy tylko zjadłem śniadanie pojechałem pod blok Thibaulta. Drzwi otworzyła mi Mela, w której oczach można było wyczytać strach.
-Thibault śpi?
-Tak – gdy tylko usłyszałem zamknąłem dziewczynę w niedźwiedzim uścisku – Boże nawet nie wiesz jak się wczoraj o ciebie martwiłem. Tak bardzo cię kocham. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało. Powinienem pilnować cię cały wieczór, nie odstępować cię na krok – Amelia zamknęła mi usta pocałunkiem.
-Nie obwiniaj się, nie jesteś niczemu winny. Wychodzimy natychmiast bo jeszcze zmienię zdanie i nigdzie nie pojadę.
-Spokojnie, pamiętaj, że cały czas będę przy tobie. Nic ci nie grozi.
Droga do domu rodzinnego Kevina nie zajęła nam dużo czasu. Trzeba przyznać, że miejsce, w którym dorastał Kevin było przepiękne. Pewnie zwróciłabym na nie jeszcze większą uwagę gdyby nie powód przez który się tutaj znaleźliśmy. Gdy tylko zaparkowaliśmy samochód na podjeździe z domu wyszedł ojciec chłopaka.
-Kevin jak miło cię widzieć, o i przywiozłeś ze sobą Amelię.
-Musimy z tobą bardzo poważnie porozmawiać.
-Zabrzmiało groźnie. Mam się bać?
-Bo to nie będzie przyjemna rozmowa.
-Wejdźcie do środka, nie będziemy przecież rozmawiać na podjeździe.
Laurent zaprowadził nas do salonu.
-No więc co was do mnie sprowadza – spytał gdy tylko usiedliśmy.
-Pewnie słyszałeś o tym, że wczoraj zrobiliśmy sobie imprezkę w klubie?
-No coś mi się obiło o uszy.
-Earvin wczoraj na tej imprezie próbował zgwałcić Amelię – Kevin gdy tylko to powiedział złapał mnie za rękę żeby dodać mi otuchy.
-To jakaś ukryta kamera? Tak? Żartujecie sobie?
-Nie, niestety nie. Musimy coś z tym zrobić. Temu skurwielowi nie może to ujść na sucho.
-Musimy pojechać na policję.
-Amelia nie zgadza się na żadną policję. Pomyślałem, że może ty coś zrobisz. W końcu jakby na to nie patrzeć jesteś jego trenerem.
-Chyba jedyną rzeczą jaką mogę w tej sytuacji zrobić jest zawieszenie go i odsunięcie od reprezentacji. Może to go w końcu czegoś nauczy. Chyba za długo przymykałem oko na jego wybryki. To wszystko posunęło się już stanowczo za daleko. Poczekajcie tutaj chwilę. Zadzwonię do niego i powiem mu żeby przyszedł na trening wcześniej. Najlepiej będzie załatwić to wszystko bez świadków.
-Było się czego obawiać? – spytał siatkarz, gdy tylko jego ojciec opuścił pomieszczenie.
-Mam wyrzuty sumienia.
-Ty masz wyrzuty sumienia. To on powinien je mieć. Żaden facet nie powinien nigdy tak się zachować. Nic go nie usprawiedliwia. Powinien i tak się cieszyć, że nie poszłaś na policję.
-Ale przez to wszystko straci możliwość gry na Igrzyskach.
-Sam jest sobie winny. Mógł o tym myśleć wcześniej – stwierdził i przytulił mnie mocno do siebie.
-Załatwione – gdy tylko trener Tillie pojawił się ponownie Kevin odskoczył ode mnie jak rażony piorunem.
-To my się chyba będziemy już zbierać.
-Chwileczkę jest jeszcze jedna sprawa. Mogę wam zadać pytanie.
-Jasne.
-Czy was coś łączy? Już od kilku dni widzę te wasze ukradkowe spojrzenia. Nie próbujcie tylko ściemniać bo i tak się wszystkiego dowiem.
-Kevin i ja od jakiegoś czasu jesteśmy razem.
-Wiedziałem.
-Nie chcieliśmy na razie nikomu mówić bo Amelia ma za sobą trudny związek. Mógłbyś nie mówić nikomu o tym czego się dowiedziałeś?
-Możecie być spokojni. Będę milczał jak grób. Nawet nie wiecie jak się cieszę waszym szczęście – podszedł do nas i wyściskał za wszystkie czasy. Teraz na pewno tak szybko stąd nie wyjdziecie. Zostajecie na obiedzie i nie ma żadnego ale. Zostaniecie prawda?
-Chyba nie mamy innego wyjścia.
__________________________
Dodaję notkę z telefonu. Za wszystkie błędy przepraszam, ale na telefonie nie mam nawet jak ich poprawić o ile są. Trzy tygodnie - tyle zajęło mi napisanie tej części. Mam nadzieję, że chociaż wam się spodoba bo według mnie jest ona masakrycznie słaba. Nie obiecuję, że kolejny pojawi się w następny weekend bo nie wiem czy moja przyjaciółka wena odwiedzi mnie do tego czasu. Dziękuję za ponad 5 tysięcy wyświetleń kochane :*

niedziela, 7 sierpnia 2016

5. Myślisz, że mnie można tak po prostu zostawić?



Gdy weszłam na boisko wszyscy już tam byli.
-Amelia chodź tutaj na chwilę – zawołał mnie trener.
-Tak słucham, o co chodzi?
-Czy ja dobrze pamiętam, że grałaś kiedyś na ataku?
-Tak.
-To świetnie, zastąpisz dzisiaj Antka na treningu.
-Ale, ale ja nie grałam bardzo długo.
-Spokojnie tego się nie zapomina to jak z jazdą na rowerze. Masz jakieś ubrania na przebranie.
-Myślę, że w torbie coś się znajdzie.
-W takim razie leć się przebrać do gabinetu i wróć za chwilę.
Niechętnie wzięłam torbę i skierowałam się do swojego gabinetu. Nie miałam ochoty grać, ale nie mogłam odmówić trenerowi. Wróciłam po kilku minutach i podeszłam do trenera.
-Dobrze, że już jesteś. Chłopcy Mela zagra dzisiaj z wami zamiast Antka. Niestety nie mógł pojawić się dzisiaj na treningu.
-Dziewczyna? Przecież my ją zabijemy – odezwał się Marechal.
-To miłe, że się o mnie martwisz, ale zaufaj mi nie musisz. To co zaczynamy?
-Na początek krótka rozgrzewka, którą poprowadzi Melka, a potem razem z Earvinem skompletujecie swoje drużyny.

Po krótkiej rozgrzewce wszyscy ustawili się w szeregu przede mną i Earvinem.
-Wybierz sobie skład ja biorę resztę.
-Nie musisz zgrywać dżentelmena, ale skoro prosisz. Kevin, Merechal, Le Roux, Le Goff, Grebennikov, Toniutti do mnie.
Było mi szkoda, że nie mogłam wziąć do swojej drużyny Thibaulta, ale oprócz Antka to jedyny atakujący w drużynie i musiałam go zostawić do dyspozycji Earvina.
-Panowie skopiemy im tyłki rozumiemy się?
-Jasne – wykrzyknęli wszyscy razem.
Na początku Ben mnie oszczędzał i nie podawał do mnie żadnych piłek.
-Ben ja tu jestem i mogę grać. Naprawdę możesz do mnie podać piłkę, spokojnie nic sobie nie zrobię.
Już w następnej akcji piłka poleciała do mnie. Nikt z przeciwnej drużyny nie spodziewał się rozegrania akurat w moim kierunku więc swobodnie wbiłam gwoździa bez bloku.
-Dzięki. Świetne rozegranie – pochwaliłam go i poklepałam po plecach kierując się za dziewiąty metr bo nadeszła moja kolej na zagrywkę. Podrzuciłam piłkę wysoko w górę, a później z całej siły w nią uderzyłam. Zatańczyła chwilę na taśmie by spaść na połowę przeciwnej drużyny. Podbiegłam uradowana do swojej ekipy.
-Dlaczego nie mówiłaś, że potrafisz tak dobrze grać? – odezwał się Jenia.
-Bo nie pytałeś – wystawiłam mu język i ponownie powędrowałam w pole zagrywki.
Tym razem piłka bez problemu przeszłam na drugą stronę, a z odebraniem jej nie poradził sobie Earvin więc piłka poleciała daleko w trybuny.
-Niedobrze z tobą Earvin skoro dziewczyna jest od ciebie lepsza – zaśmiał się Kevin.
-Zamknij się – zobaczyłam w oczach N’Gapeta gniew.
Cały mecz wygrała moja drużyna 3:1. Kiedy patrzyłam na Earvina widziałam, że nie może się z tym pogodzić.
-Chłopaki to co z tą imprezą w weekend? – spytał nie kto inny jak Jenia.
-Ja chętnie – odezwał się Kevin, patrząc na mnie wzrokiem, którego znaczenie znałam tylko ja. Nie powiem zrobiło mi się cieplej na sercu bo wydawało mi się, że zauważyłam w jego oczach wesołe iskierki.
-W sumie ja też – stwierdził Marechal, a potem większość składu. Wyłamał się tylko Ben, który stwierdził, że woli spędzić wieczór razem z żoną i dzieckiem. Nie ma mu się w sumie co dziwić. Zdziwiło mnie, że Earvin też chciał pójść. Zaczęłam obawiać się, że może z tego wyniknąć coś złego. Po wymasowaniu połowy drużyny w końcu mogłam odetchnąć. Usiadłam za biurkiem, a z torby wyjęłam butelkę wody. Mój spokój nie potrwał jednak długo bo chwilę później do gabinetu wparował Thibault.
-Gotowa? Możemy już wracać?
-Jezu, znowu ty. Musimy w końcu znaleźć twoje kluczyki bo już zaczynam cię mieć dość.
-Jak możesz? – starł ze swojego policzka niewidzialną łzę.
-Co ty sobie myślisz? Nie dość, że mam cię w domu, pracy to jeszcze w drodze do pracy muszę się z tobą użerać – kiedy zobaczyłam jego zbolały wyraz twarzy nie mogłam się powstrzymać przed zaśmianiem – żartowałam głuptasie. Jedziemy poszukać tych twoich kluczyków.
Jako, że pojechaliśmy prosto do mieszkania po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Zostawiliśmy torby obok drzwi i zaczęliśmy przeszukiwać mieszkanie. Przekopaliśmy kuchnię, łazienkę, sypialnię Thibaulta i salon, a po kluczykach nie było śladu.
-Jesteś pewien, że są w domu? Może zgubiłeś je gdzieś przed wejściem do mieszkania.
-Teraz to już nie jestem niczego pewien.
-Wiesz co zaczekaj chwileczkę – wpadł mi do głowy dziwny pomysł, a może kluczyki Rossarda spokojnie leżą w sobie w samochodzie. Może po prostu zapomniał ich ze sobą zabrać. Wyszłam z klatki i skierowałam się na parking na którym zaparkował auto mój przyjaciel. Zajrzałam przez przednią szybę do środka i ku mojemu zdumieniu auto było otwarte, a kluczyki włożone w stacyjkę. Nie mam pojęcia gdzie on ma mózg, ale jednego jestem pewna. Z pewnością nie tam gdzie powinien być. Otworzyłam auto i wyjęłam zgubę. Obejrzałam jeszcze dokładnie wnętrze samochodu sprawdzając czy nic nie zniknęło. Swoją drogą ten debil to ma szczęście. Przez dwa dni auto stało otwarte na parkingu z kluczykami w stacyjce. No normalnie urodzony pod szczęśliwą gwiazdą nie ma co. Zamknęłam auto i skierowałam się do mieszkania.
-Rossard jesteś kompletnym idiotą – wrzasnęłam i rzuciłam w niego kluczami.
-Ale skąd ty?
-Zostawiłeś je w stacyjce idioto. Dziękuj Bogu, że samochód w ogóle jeszcze stał na parkingu jak do niego poszłam bo każdy mógł sobie nim w dowolnej chwili odjechać, a wtedy szukałbyś nie tylko kluczyków, ale i samochodu. Nie wierzę w to, że mieszkam pod jednym dachem z takim debilem.
-Jesteś kochana. Sam nigdy w życiu nie wpadłbym na pomysł żeby tam ich poszukać.
-Wiesz co ja proponuję żebyś poszedł poszukać swojego rozumu. Tak będzie najlepiej – trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju i opadłam bezwładnie na łóżko. Chwilę później usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Gdy odblokowałam urządzenie moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Kevina.
-Witam piękną panią.
-Hej.
-Stęskniłem się za tobą.
-Nie widzieliśmy się tylko kilka godzin.
-Naprawdę? Dałbym sobie głowę uciąć, że minęła cała wieczność. Masz może ochotę na spacer?
-Teraz?
-Wiesz tak się dziwnie składa, że jestem pod blokiem Rossarda.
-Żartujesz?
-Nie. Wyjrzyj przez okno – rzeczywiście, gdy odsłoniłam firankę zobaczyłam sylwetkę przyjmującego.
-Wiesz, że w sumie bardzo chętnie się stąd wyrwę. Thibault to skończony idiota. Zaraz będę na dole.
Zebrałam torebkę z szafki, po drodze wrzucając do niej kluczyki od mieszkania. Z przedpokoju wzięłam jeszcze tylko kurtkę i krzyknęłam do mojego przyjaciela, że wychodzę. Ok może i się pokłóciliśmy, ale lepiej żeby nie wszczynał alarmu kiedy zobaczy, że nie ma mnie w pokoju. Zaraz po wyjściu z klatki Kevin mocno mnie przytulił i złożył namiętny pocałunek na moich ustach.
-Oszalałeś?
-Być może, ale jeśli tak to tylko i wyłącznie z miłości do ciebie.
-Uuu jakie to słodkie. Gdzie idziemy?
-Co powiesz na kolację – dopiero teraz zauważyłam, że obok siatkarza stoi wielki kosz piknikowy.
-Jestem jak najbardziej za.
Kevin zaprowadził mnie do parku znajdującego się nieopodal mieszkania Rossarda. Tam ku mojemu zaskoczeniu znalazł miejsce gdzie nie było żywej duszy. Cisza spokój i tylko my we dwoje. Następnie z koszyka wyjął koc, na który wyłożył całą jego zawartość.
-Nie mów mi, że ty to wszystko sam? – spojrzałam na ogrom jedzenia znajdujący się przede mną.
-Oczywiście, że tak. Tymi rękoma.
-Nie wierzę.
-To uwierz, bo jeszcze nie raz cię tak zaskoczę.
-Już mi się to podoba – skradłam mu całusa.
-A teraz zabieramy się za jedzenie.
-Tak jest. 

Weekend nadciągnął bardzo szybko. Ani się obejrzałam a stałam przed lustrem przymierzając kolejne stylizacje, które mogłam założyć na siebie dzisiejszego popołudnia. Nie mogłam się na nic zdecydować. Chciałam żeby było to coś wyjątkowego, coś co oczaruje Kevina gdy tylko na mnie spojrzy.
-Przyznaj się dla kogo się tak stroisz? – nawet nie zauważyłam kiedy w drzwiach mojego pokoju pojawił się Thibault.
-Dla nikogo. Wydaje ci się.
-Bujać to my, ale nie nas kochana. Za dobrze cię znam. Przyznaj się który z moich kolegów wpadł ci w oko.
-Masz wybujałą wyobraźnię. Co w tym dziwnego, że chcę po prostu dobrze wyglądać?
-Nie nic.
-No właśnie, dlatego pomóż mi coś wybrać bo nie potrafię się zdecydować.
-A jakie opcje wchodzą w grę.
-Zastanawiam się nad tą – pokazałam mu klasyczną małą czarną – i tą – drugą opcją była miętowa sukienka bez ramiączek.
-Druga. Zdecydowanie. Na kimkolwiek chcesz zrobić wrażenie, ta sukienka z pewnością będzie idealna.
-A ty znowu swoje.
-Obiecaj mi tylko, że będziesz na siebie uważać i nie zwiążesz się więcej z takim idiotą jak Earvin bo drugi raz bym tego nie przeżył.
-To akurat mogę ci obiecać z czystym sumieniem.
-Grzeczna dziewczynka – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło – a teraz się pośpiesz bo za pół godziny wychodzimy.
-Co? Tak szybko?
-Widocznie straciłaś poczucie czasu tak długo stałaś przed tym lusterkiem.
-Wynocha. Muszę się przebrać i umalować – wypchnęłam go za drzwi mojego pokoju.
-Pamiętaj, za pół godziny przy drzwiach. W przeciwnym wypadku wpadnę tutaj i zabiorę cię w takim stanie w jakim zastanę.
Pół godziny to strasznie mało czasu. Bałam się, że nie zdążę się wyszykować, a jednego mogę być pewna. Jeśli Rossard powiedział, że mam być gotowa za pół godziny to tak ma być bo jest gotowy spełnić swoje groźby. Tego jestem pewna. Trochę już go jednak znam. Umalowałam się najszybciej jak tylko potrafiłam. Uwinęłam się w niecałe dwadzieścia minut. Narzuciłam na siebie tylko czarne bolerko i byłam gotowa do wyjścia. Kiedy wyszłam z pokoju usłyszałam gwizd wydobywający się z ust siatkarza.
-Wow. Prawie dziesięć minut przed czasem. Jestem pod wrażeniem.
-Widzisz jak chcę to potrafię.
-Powiem ci, że nieźle się odstawiłaś.
-A dziękuję.
-Możemy już iść – kiwnęłam głową na tak i złapałam przyjaciela pod ramię.
Kiedy dotarliśmy do klubu prawie wszyscy siatkarze byli już w środku. Przywitałam się po kolei z każdym z nich omijając oczywiście mojego byłego chłopaka. Zgodnie stwierdzili, że wyglądam prześlicznie. Zajęliśmy miejsca w loży VIP, którą wynajęliśmy na potrzebę dzisiejszego wyjścia. Po chwili większość z nich poszła zamówić coś do picia. W loży zostałam ja, Kevin, Le Roux i Rouzier. Gdy tylko oddalili się na bezpieczną odległość poczułam rękę Tillie na moim kolanie. Żaden z pozostałych siatkarzy nie mógł tego zauważyć bo siedzieliśmy w pewnej odległości od nich.
-Wyglądasz tak pociągająco w tej sukience – wymruczał mi do ucha Kevin.
-Starałam się.
-I jak ja mam teraz pozwolić żebyś zatańczyła z którymkolwiek z nich. Przecież będą pożerać cię wzrokiem.
-Nie przesadzaj. Większość z nich ma dziewczyny albo żony, ale to miłe, że jesteś zazdrosny.
-Kto by nie był mając za dziewczynę taką piękną kobietę jak ty.
Gdy Kevin zobaczył, że siatkarze wracają zabrał swoją rękę
-O czym rozmawiacie gołąbeczki? – obok nas pojawił się Rossard z moim drinkiem.
-O twoim wyczynie z kluczami. Widzę, że nie pochwaliłeś się kolegom z drużyny jaki z ciebie idiota.
-Bo nie ma się czym chwalić.
-Widzę, że Thibault nie ma ochoty rozmawiać na ten temat w takim razie porywam cię na parkiet – odezwał się Kevin – mogę?
-Z przyjemnością.
Tańczyłam z Kevinem przez kilka piosenek. Później jego miejsce zajął mój przyjaciel, a po jakiejś godzinie byłam już po co najmniej jednym tańcu z każdym z francuskich siatkarzy oprócz mojego byłego chłopaka. Kiedy skończyłam tańczyć z Le Goffem przeprosiłam go i udałam się w stronę toalet bo czułam, ze jeszcze chwila a mój makijaż spłynie. Gdy spojrzałam na swoje odbicie w lustrze nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wyglądałam koszmarnie. Szybciutko poprawiłam make up, skorzystałam jeszcze z toalety i opuściłam pomieszczenie. Podczas zamykania drzwi poczułam, że ktoś popycha mnie w kierunku ściany. Kiedy stałam już przodem do niego zobaczyłam przed sobą Earvina. Był nieźle wstawiony, a z jego twarzy kipiała wręcz wściekłość.
-Myślisz, że mnie można tak po prostu zostawić?
-Ja się chyba przesłyszałam. To ty zniszczyłeś wszystko wskakując mojej matce do łóżka. Z resztą jestem pewna, że ona nie była pierwszą, z którą mnie zdradziłeś. Co mam rację?
-To nie tak ja naprawdę cię kocham – prychnęłam kiedy usłyszałam te słowa.
-Ty mnie kochasz? Ty? Proszę cię ty nie wiesz co to jest miłość. Co moja matka cię zostawiła? Ojejku tak mi przykro albo wiesz jednak nie. Dobrze ci tak za to wszystko co mi zrobiłeś. Zasłużyłeś na wszystko co najgorsze – wściekłość N’Gapetha tylko przybierała na sile.
-Pożałujesz tego – zacisnął ręce na moich nadgarstkach.
-Puszczaj to boli – siatkarz nic nie robił sobie jednak z moich próśb – bo zacznę krzyczeć.
-A krzycz sobie jeśli chcesz. Myślisz, że ktokolwiek cię usłyszy? – zdałam sobie wtedy sprawę z tego, że muzyka jest na tyle głośna, że mój głos i tak się przez nią nie przebije – a teraz dasz mi to czego odmawiałaś przez tyle miesięcy – spojrzałam na niego przerażona – co się tak patrzysz? Nie udawaj już takiej cnotki – popchnął mnie w głąb pomieszczenia.

_____________________________________________________

Oddaję piąteczkę w wasze ręce. 
Rozdział wymęczony jak chyba żaden inny na tym blogu, ale końcowy rezultat nawet mi się podoba, a to coś nowego xd :D bo ja zawsze jestem nastawiona krytycznie do swojej twórczości. 
Liczę, że każdy kto przeczyta rozdział zostawi po sobie jakiś znak. Jak patrzę na liczbę wyświetleń i ilość komentarzy to po prostu jest mi smutno. 
Poza tym nie wiem czy za tydzień pojawi się nowy rozdział bo moja wena zrobiła sobie chyba wakacje i nie chce wrócić. Dobrze, że sporą część tego rozdziału miałam już napisaną wcześniej bo pewnie nawet dzisiaj nie byłoby nowej części. No nic pozostaje mi tylko modlić się o to, żeby wróciła do mnie jak najszybciej. Może jak zobaczę dużą ilość komentarzy pod tym postem moja wena wróci. Nie wiem. Tak czy inaczej uprzedzam, że nie wiem czy za tydzień będzie nowa część. 
Pozdrawiam was wszystkie cieplutko :)

Czytasz - komentujesz - motywujesz

PS 
Już dzisiaj pierwszy mecz naszych chłopaków na igrzyskach. Kto się nie może doczekać tak jak ja? :D a po meczu siatkarzy ręczni zaczynają rozgrywki. Wczoraj zakupiłam sobie zapas melisy na uspokojenie na całe igrzyska bo czuję, że może się przydać xd :D