Gdy weszłam na boisko wszyscy już tam byli.
-Amelia chodź tutaj na chwilę – zawołał mnie trener.
-Tak słucham, o co chodzi?
-Czy ja dobrze pamiętam, że grałaś kiedyś na ataku?
-Tak.
-To świetnie, zastąpisz dzisiaj Antka na treningu.
-Ale, ale ja nie grałam bardzo długo.
-Spokojnie tego się nie zapomina to jak z jazdą na rowerze.
Masz jakieś ubrania na przebranie.
-Myślę, że w torbie coś się znajdzie.
-W takim razie leć się przebrać do gabinetu i wróć za
chwilę.
Niechętnie wzięłam torbę i skierowałam się do swojego
gabinetu. Nie miałam ochoty grać, ale nie mogłam odmówić trenerowi. Wróciłam po
kilku minutach i podeszłam do trenera.
-Dobrze, że już jesteś. Chłopcy Mela zagra dzisiaj z wami
zamiast Antka. Niestety nie mógł pojawić się dzisiaj na treningu.
-Dziewczyna? Przecież my ją zabijemy – odezwał się Marechal.
-To miłe, że się o mnie martwisz, ale zaufaj mi nie musisz.
To co zaczynamy?
-Na początek krótka rozgrzewka, którą poprowadzi Melka, a
potem razem z Earvinem skompletujecie swoje drużyny.
Po krótkiej rozgrzewce wszyscy ustawili się w szeregu przede
mną i Earvinem.
-Wybierz sobie skład ja biorę resztę.
-Nie musisz zgrywać dżentelmena, ale skoro prosisz. Kevin,
Merechal, Le Roux, Le Goff, Grebennikov, Toniutti do mnie.
Było mi szkoda, że nie mogłam wziąć do swojej drużyny
Thibaulta, ale oprócz Antka to jedyny atakujący w drużynie i musiałam go
zostawić do dyspozycji Earvina.
-Panowie skopiemy im tyłki rozumiemy się?
-Jasne – wykrzyknęli wszyscy razem.
Na początku Ben mnie oszczędzał i nie podawał do mnie
żadnych piłek.
-Ben ja tu jestem i mogę grać. Naprawdę możesz do mnie podać
piłkę, spokojnie nic sobie nie zrobię.
Już w następnej akcji piłka poleciała do mnie. Nikt z
przeciwnej drużyny nie spodziewał się rozegrania akurat w moim kierunku więc
swobodnie wbiłam gwoździa bez bloku.
-Dzięki. Świetne rozegranie – pochwaliłam go i poklepałam po
plecach kierując się za dziewiąty metr bo nadeszła moja kolej na zagrywkę.
Podrzuciłam piłkę wysoko w górę, a później z całej siły w nią uderzyłam.
Zatańczyła chwilę na taśmie by spaść na połowę przeciwnej drużyny. Podbiegłam
uradowana do swojej ekipy.
-Dlaczego nie mówiłaś, że potrafisz tak dobrze grać? –
odezwał się Jenia.
-Bo nie pytałeś – wystawiłam mu język i ponownie
powędrowałam w pole zagrywki.
Tym razem piłka bez problemu przeszłam na drugą stronę, a z
odebraniem jej nie poradził sobie Earvin więc piłka poleciała daleko w trybuny.
-Niedobrze z tobą Earvin skoro dziewczyna jest od ciebie
lepsza – zaśmiał się Kevin.
-Zamknij się – zobaczyłam w oczach N’Gapeta gniew.
Cały mecz wygrała moja drużyna 3:1. Kiedy patrzyłam na
Earvina widziałam, że nie może się z tym pogodzić.
-Chłopaki to co z tą imprezą w weekend? – spytał nie kto
inny jak Jenia.
-Ja chętnie – odezwał się Kevin, patrząc na mnie wzrokiem,
którego znaczenie znałam tylko ja. Nie powiem zrobiło mi się cieplej na sercu
bo wydawało mi się, że zauważyłam w jego oczach wesołe iskierki.
-W sumie ja też – stwierdził Marechal, a potem większość
składu. Wyłamał się tylko Ben, który stwierdził, że woli spędzić wieczór razem
z żoną i dzieckiem. Nie ma mu się w sumie co dziwić. Zdziwiło mnie, że Earvin
też chciał pójść. Zaczęłam obawiać się, że może z tego wyniknąć coś złego. Po
wymasowaniu połowy drużyny w końcu mogłam odetchnąć. Usiadłam za biurkiem, a z
torby wyjęłam butelkę wody. Mój spokój nie potrwał jednak długo bo chwilę
później do gabinetu wparował Thibault.
-Gotowa? Możemy już wracać?
-Jezu, znowu ty. Musimy w końcu znaleźć twoje kluczyki bo
już zaczynam cię mieć dość.
-Jak możesz? – starł ze swojego policzka niewidzialną łzę.
-Co ty sobie myślisz? Nie dość, że mam cię w domu, pracy to
jeszcze w drodze do pracy muszę się z tobą użerać – kiedy zobaczyłam jego
zbolały wyraz twarzy nie mogłam się powstrzymać przed zaśmianiem – żartowałam
głuptasie. Jedziemy poszukać tych twoich kluczyków.
Jako, że pojechaliśmy prosto do mieszkania po kilku minutach
byliśmy już na miejscu. Zostawiliśmy torby obok drzwi i zaczęliśmy przeszukiwać
mieszkanie. Przekopaliśmy kuchnię, łazienkę, sypialnię Thibaulta i salon, a po
kluczykach nie było śladu.
-Jesteś pewien, że są w domu? Może zgubiłeś je gdzieś przed
wejściem do mieszkania.
-Teraz to już nie jestem niczego pewien.
-Wiesz co zaczekaj chwileczkę – wpadł mi do głowy dziwny
pomysł, a może kluczyki Rossarda spokojnie leżą w sobie w samochodzie. Może po
prostu zapomniał ich ze sobą zabrać. Wyszłam z klatki i skierowałam się na
parking na którym zaparkował auto mój przyjaciel. Zajrzałam przez przednią
szybę do środka i ku mojemu zdumieniu auto było otwarte, a kluczyki włożone w
stacyjkę. Nie mam pojęcia gdzie on ma mózg, ale jednego jestem pewna. Z
pewnością nie tam gdzie powinien być. Otworzyłam auto i wyjęłam zgubę.
Obejrzałam jeszcze dokładnie wnętrze samochodu sprawdzając czy nic nie
zniknęło. Swoją drogą ten debil to ma szczęście. Przez dwa dni auto stało
otwarte na parkingu z kluczykami w stacyjce. No normalnie urodzony pod
szczęśliwą gwiazdą nie ma co. Zamknęłam auto i skierowałam się do mieszkania.
-Rossard jesteś kompletnym idiotą – wrzasnęłam i rzuciłam w
niego kluczami.
-Ale skąd ty?
-Zostawiłeś je w stacyjce idioto. Dziękuj Bogu, że samochód
w ogóle jeszcze stał na parkingu jak do niego poszłam bo każdy mógł sobie nim w
dowolnej chwili odjechać, a wtedy szukałbyś nie tylko kluczyków, ale i
samochodu. Nie wierzę w to, że mieszkam pod jednym dachem z takim debilem.
-Jesteś kochana. Sam nigdy w życiu nie wpadłbym na pomysł
żeby tam ich poszukać.
-Wiesz co ja proponuję żebyś poszedł poszukać swojego
rozumu. Tak będzie najlepiej – trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju i opadłam
bezwładnie na łóżko. Chwilę później usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
Gdy odblokowałam urządzenie moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Kevina.
-Witam piękną panią.
-Hej.
-Stęskniłem się za tobą.
-Nie widzieliśmy się tylko kilka godzin.
-Naprawdę? Dałbym sobie głowę uciąć, że minęła cała
wieczność. Masz może ochotę na spacer?
-Teraz?
-Wiesz tak się dziwnie składa, że jestem pod blokiem
Rossarda.
-Żartujesz?
-Nie. Wyjrzyj przez okno – rzeczywiście, gdy odsłoniłam
firankę zobaczyłam sylwetkę przyjmującego.
-Wiesz, że w sumie bardzo chętnie się stąd wyrwę. Thibault
to skończony idiota. Zaraz będę na dole.
Zebrałam torebkę z szafki, po drodze wrzucając do niej
kluczyki od mieszkania. Z przedpokoju wzięłam jeszcze tylko kurtkę i krzyknęłam
do mojego przyjaciela, że wychodzę. Ok może i się pokłóciliśmy, ale lepiej żeby
nie wszczynał alarmu kiedy zobaczy, że nie ma mnie w pokoju. Zaraz po wyjściu z
klatki Kevin mocno mnie przytulił i złożył namiętny pocałunek na moich ustach.
-Oszalałeś?
-Być może, ale jeśli tak to tylko i wyłącznie z miłości do
ciebie.
-Uuu jakie to słodkie. Gdzie idziemy?
-Co powiesz na kolację – dopiero teraz zauważyłam, że obok
siatkarza stoi wielki kosz piknikowy.
-Jestem jak najbardziej za.
Kevin zaprowadził mnie do parku znajdującego się nieopodal
mieszkania Rossarda. Tam ku mojemu zaskoczeniu znalazł miejsce gdzie nie było
żywej duszy. Cisza spokój i tylko my we dwoje. Następnie z koszyka wyjął koc,
na który wyłożył całą jego zawartość.
-Nie mów mi, że ty to wszystko sam? – spojrzałam na ogrom
jedzenia znajdujący się przede mną.
-Oczywiście, że tak. Tymi rękoma.
-Nie wierzę.
-To uwierz, bo jeszcze nie raz cię tak zaskoczę.
-Już mi się to podoba – skradłam mu całusa.
-A teraz zabieramy się za jedzenie.
-Tak jest.
Weekend nadciągnął bardzo szybko. Ani się obejrzałam a
stałam przed lustrem przymierzając kolejne stylizacje, które mogłam założyć na
siebie dzisiejszego popołudnia. Nie mogłam się na nic zdecydować. Chciałam żeby
było to coś wyjątkowego, coś co oczaruje Kevina gdy tylko na mnie spojrzy.
-Przyznaj się dla kogo się tak stroisz? – nawet nie
zauważyłam kiedy w drzwiach mojego pokoju pojawił się Thibault.
-Dla nikogo. Wydaje ci się.
-Bujać to my, ale nie nas kochana. Za dobrze cię znam.
Przyznaj się który z moich kolegów wpadł ci w oko.
-Masz wybujałą wyobraźnię. Co w tym dziwnego, że chcę po
prostu dobrze wyglądać?
-Nie nic.
-No właśnie, dlatego pomóż mi coś wybrać bo nie potrafię się
zdecydować.
-A jakie opcje wchodzą w grę.
-Zastanawiam się nad tą – pokazałam mu klasyczną małą czarną
– i tą – drugą opcją była miętowa sukienka bez ramiączek.
-Druga. Zdecydowanie. Na kimkolwiek chcesz zrobić wrażenie,
ta sukienka z pewnością będzie idealna.
-A ty znowu swoje.
-Obiecaj mi tylko, że będziesz na siebie uważać i nie
zwiążesz się więcej z takim idiotą jak Earvin bo drugi raz bym tego nie
przeżył.
-To akurat mogę ci obiecać z czystym sumieniem.
-Grzeczna dziewczynka – uśmiechnął się i pocałował mnie w
czoło – a teraz się pośpiesz bo za pół godziny wychodzimy.
-Co? Tak szybko?
-Widocznie straciłaś poczucie czasu tak długo stałaś przed
tym lusterkiem.
-Wynocha. Muszę się przebrać i umalować – wypchnęłam go za
drzwi mojego pokoju.
-Pamiętaj, za pół godziny przy drzwiach. W przeciwnym
wypadku wpadnę tutaj i zabiorę cię w takim stanie w jakim zastanę.
Pół godziny to strasznie mało czasu. Bałam się, że nie zdążę
się wyszykować, a jednego mogę być pewna. Jeśli Rossard powiedział, że mam być
gotowa za pół godziny to tak ma być bo jest gotowy spełnić swoje groźby. Tego
jestem pewna. Trochę już go jednak znam. Umalowałam się najszybciej jak tylko
potrafiłam. Uwinęłam się w niecałe dwadzieścia minut. Narzuciłam na siebie
tylko czarne bolerko i byłam gotowa do wyjścia. Kiedy wyszłam z pokoju
usłyszałam gwizd wydobywający się z ust siatkarza.
-Wow. Prawie dziesięć minut przed czasem. Jestem pod
wrażeniem.
-Widzisz jak chcę to potrafię.
-Powiem ci, że nieźle się odstawiłaś.
-A dziękuję.
-Możemy już iść – kiwnęłam głową na tak i złapałam
przyjaciela pod ramię.
Kiedy dotarliśmy do klubu prawie wszyscy siatkarze byli już
w środku. Przywitałam się po kolei z każdym z nich omijając oczywiście mojego
byłego chłopaka. Zgodnie stwierdzili, że wyglądam prześlicznie. Zajęliśmy
miejsca w loży VIP, którą wynajęliśmy na potrzebę dzisiejszego wyjścia. Po
chwili większość z nich poszła zamówić coś do picia. W loży zostałam ja, Kevin,
Le Roux i Rouzier. Gdy tylko oddalili się na bezpieczną odległość poczułam rękę
Tillie na moim kolanie. Żaden z pozostałych siatkarzy nie mógł tego zauważyć bo
siedzieliśmy w pewnej odległości od nich.
-Wyglądasz tak pociągająco w tej sukience – wymruczał mi do
ucha Kevin.
-Starałam się.
-I jak ja mam teraz pozwolić żebyś zatańczyła z
którymkolwiek z nich. Przecież będą pożerać cię wzrokiem.
-Nie przesadzaj. Większość z nich ma dziewczyny albo żony,
ale to miłe, że jesteś zazdrosny.
-Kto by nie był mając za dziewczynę taką piękną kobietę jak
ty.
Gdy Kevin zobaczył, że siatkarze wracają zabrał swoją rękę
-O czym rozmawiacie gołąbeczki? – obok nas pojawił się
Rossard z moim drinkiem.
-O twoim wyczynie z kluczami. Widzę, że nie pochwaliłeś się
kolegom z drużyny jaki z ciebie idiota.
-Bo nie ma się czym chwalić.
-Widzę, że Thibault nie ma ochoty rozmawiać na ten temat w
takim razie porywam cię na parkiet – odezwał się Kevin – mogę?
-Z przyjemnością.
Tańczyłam z Kevinem przez kilka piosenek. Później jego
miejsce zajął mój przyjaciel, a po jakiejś godzinie byłam już po co najmniej
jednym tańcu z każdym z francuskich siatkarzy oprócz mojego byłego chłopaka.
Kiedy skończyłam tańczyć z Le Goffem przeprosiłam go i udałam się w stronę
toalet bo czułam, ze jeszcze chwila a mój makijaż spłynie. Gdy spojrzałam na
swoje odbicie w lustrze nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wyglądałam
koszmarnie. Szybciutko poprawiłam make up, skorzystałam jeszcze z toalety i
opuściłam pomieszczenie. Podczas zamykania drzwi poczułam, że ktoś popycha mnie
w kierunku ściany. Kiedy stałam już przodem do niego zobaczyłam przed sobą
Earvina. Był nieźle wstawiony, a z jego twarzy kipiała wręcz wściekłość.
-Myślisz, że mnie można tak po prostu zostawić?
-Ja się chyba przesłyszałam. To ty zniszczyłeś wszystko
wskakując mojej matce do łóżka. Z resztą jestem pewna, że ona nie była
pierwszą, z którą mnie zdradziłeś. Co mam rację?
-To nie tak ja naprawdę cię kocham – prychnęłam kiedy
usłyszałam te słowa.
-Ty mnie kochasz? Ty? Proszę cię ty nie wiesz co to jest
miłość. Co moja matka cię zostawiła? Ojejku tak mi przykro albo wiesz jednak
nie. Dobrze ci tak za to wszystko co mi zrobiłeś. Zasłużyłeś na wszystko co
najgorsze – wściekłość N’Gapetha tylko przybierała na sile.
-Pożałujesz tego – zacisnął ręce na moich nadgarstkach.
-Puszczaj to boli – siatkarz nic nie robił sobie jednak z
moich próśb – bo zacznę krzyczeć.
-A krzycz sobie jeśli chcesz. Myślisz, że ktokolwiek cię
usłyszy? – zdałam sobie wtedy sprawę z tego, że muzyka jest na tyle głośna, że
mój głos i tak się przez nią nie przebije – a teraz dasz mi to czego odmawiałaś
przez tyle miesięcy – spojrzałam na niego przerażona – co się tak patrzysz? Nie
udawaj już takiej cnotki – popchnął mnie w głąb pomieszczenia.
_____________________________________________________
Oddaję piąteczkę w wasze ręce.
Rozdział wymęczony jak chyba żaden inny na tym blogu, ale końcowy rezultat nawet mi się podoba, a to coś nowego xd :D bo ja zawsze jestem nastawiona krytycznie do swojej twórczości.
Liczę, że każdy kto przeczyta rozdział zostawi po sobie jakiś znak. Jak patrzę na liczbę wyświetleń i ilość komentarzy to po prostu jest mi smutno.
Poza tym nie wiem czy za tydzień pojawi się nowy rozdział bo moja wena zrobiła sobie chyba wakacje i nie chce wrócić. Dobrze, że sporą część tego rozdziału miałam już napisaną wcześniej bo pewnie nawet dzisiaj nie byłoby nowej części. No nic pozostaje mi tylko modlić się o to, żeby wróciła do mnie jak najszybciej. Może jak zobaczę dużą ilość komentarzy pod tym postem moja wena wróci. Nie wiem. Tak czy inaczej uprzedzam, że nie wiem czy za tydzień będzie nowa część.
Pozdrawiam was wszystkie cieplutko :)
Czytasz - komentujesz - motywujesz
PS
Już dzisiaj pierwszy mecz naszych chłopaków na igrzyskach. Kto się nie może doczekać tak jak ja? :D a po meczu siatkarzy ręczni zaczynają rozgrywki. Wczoraj zakupiłam sobie zapas melisy na uspokojenie na całe igrzyska bo czuję, że może się przydać xd :D
O Boziu.
OdpowiedzUsuńCały rozdział miodzio.
Tylko ta końcówka. Taka straszna.
Czekam na następny.
Buziaczki.
Końcówka miała trzymać w napięciu i widzę, że tak jest 😗 dzięki za komentarz
UsuńCo tu się dzieje? O.o Mam nadzieję, że jakimś cudem wpadnie tam Kevin czy Thibault i nic się nie stanie. Earvina kompletnie nie rozumiem, ale jeśli ktoś jest nienormalny, to już raczej się z tego nie wyleczy. Wydaje mi się, że Thibault domyśla się, że Amelia jest z Kevinem :D Ogólnie rozdział jest świetny! :)
OdpowiedzUsuńDuuuużo weny życzę! :))
Pozdrawiam! :*
No nie wiem czy Thibault się domyśla 😀 to się okaże xd pozdrawiam 😗
UsuńCudo! Dużo weny!
OdpowiedzUsuńDzięki 😗
UsuńSuper
OdpowiedzUsuńpowiem jedno. Mam nadzieję, że ktoś Amelię uratuje, bo ten patałach nic nie ma dobrego w zamiarach i aż zamarłąm :O
OdpowiedzUsuńEmocje tu są i to konkretne! CZekam na następny rozdział kochana :)
Cieszę się, że się podoba ☺ dziękuję za komentarz 😗
UsuńO nieee Earvin!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję , że Kevin bohater ją uratuje :)
To się okaże ☺ pozdrawiam 😗
Usuń